Dwa przytyki i trochę samokrytyki

Kilka dni temu miałem straszny sen. Odgrywałem w nim rolę dziennikarskiego męczennika, którego na jakimś bliżej nieokreślonym zebraniu wzięli w obroty czytelnicy wrogo nastawieni do wypisywanych przezeń bredni. Czyli jak na rzadko nawiedzające mnie senne mary, zdumiewający realizm! Nie pamiętam, za co konkretnie chciano mnie ukamienować, ale sytuacja należała do mocno podbramkowych. Przypuszczam, że oberwałem za służalczość wobec lokalnej władzy, która w ciągu ostatnich kilkunastu lat tak pozmieniała stare dobre Legionowo, że nawet dla jego dawnych, wpadających z wizytą mieszkańców stało się nie do poznania. Rzeczywiście, to skandal! Ta jedna straszna noc sprawiła, że pojąłem, jak wielką krzywdę wyrządzili swemu miastu jego wybrani przez naród liderzy. A wystarczyło tylko, panie Waldemarze, chwilę pomyśleć i wziąć pod lupę ich grzechy.

Zacznę od samej góry. Mało kto już o tym pamięta, lecz gdy dojrzewały plany budowy legionowskiego Forum Romanum, wielu ojców miasta pukało się w poorane dostojnymi zmarszczkami czoła. Nowy ratusz? Za 30 baniek?! Po co? Taki kredyt to pętla na szyję! Ale butny prezydent owych mędrców nie posłuchał i naraził mieszkańców na obcowanie z obiektem szkaradnym, niefunkcjonalnym i całkowicie zbędnym. Wszak państwu radnym doskonale obradowało się w Sali Eternitowej, a lokalnej młodzieży świetnie w niej występowało. Jednym posunięciem wysłał też ów satrapa na bezrobocie przestronną salę Miejskiego Ośrodka Kultury oraz cudny amfiteatr na Piaskach. I zmusił goszczących w grodzie artystów do występowania pod jego gabinetem. Jakby tego było mało, inwestycyjną ignorancję potwierdził później przytarganiem pod stadion tej no, hali Arena. Komu ona jest potrzebna? Bo przecież nie zawodnikom, gdyż sport, jak od zarania dziejów wiadomo, należy uprawiać na świeżym powietrzu. Ech, ta Romanowa rozrzutność…

Przykład z bossa wziął też m.in. prezes jednej z miejskich spółek. Zamiast siedzieć cicho i jedno ludziom dawać, a drugie od nich odbierać, zaczął kombinować. Niepotrzebnie, bo przecież każdy światły obywatel wie, że wody się nie produkuje – ona po prostu jest, zaś ścieki produkują się same i same też, w kontakcie z naturą, znikają. Można to sprawdzić, zaczynając od przykucnięcia w lesie na chwilę metabolicznej zadumy. A jednak, wbrew tej powszechnej wiedzy, wspomniany szef ciągle coś buduje, modernizuje, kopie. Po co? Na co? O ileż rozsądniejsze byłoby okopanie się w służbowym fotelu.

Powyższe przykłady to tylko wierzchołek niechlubnej piramidy, przez którą Legionowo wytykane jest palcami, jako miasto zrywające ze swym uświęconym tradycją obliczem. Co racja, to racja – wśród jego włodarzy powszechny jest brak szacunku dla urzędowych baraków, brukowanych ulic lub przerdzewiałych wodociągów. Czas ten koszmar przerwać i się przebudzić. Obywatele, wyborcy, dajmy szansę tym, którzy wszystko zostawią po staremu!

Poprzedni artykułDla kogo te markety?
Następny artykułŹle przemyślany plan kradzieży
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.