Państwo PiSlamskie

Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy zbrojna w chrześcijańskie cnoty Europa udobrucha islamskich „misjonarzy”, najwyższy czas się ich pozbyć. I złudzeń, i zwolenników nauk pana Mahometa. Bo ustawiony na sztorc półksiężyc coraz częściej będzie kłuł Stary Kontynent dwoma zaostrzonymi końcami. Aż do ostatecznej pabiedy. O zatknięciu na nim w przyszłości sztandaru proroka przekonany był m.in. pułkownik Kadafi, wieloletni boss (raczej mało tym zachwyconego) libijskiego ludu. Dziesięć lat temu, w wywiadzie dla słusznej ideologicznie telewizji Al-Dżazira wyraził on pogląd, przed którego trafnością chylę czoła: „Istnieją znaki, że Allach udzieli wielkiego zwycięstwa islamowi w Europie. Bez mieczy, bez karabinów, bez podbojów. Niepotrzebni są nam terroryści, niepotrzebni samobójcy. 50 milionów muzułmanów przekształci ją w muzułmański kontynent w ciągu kilku dziesięcioleci”. Prawda, że ta wizja trzyma się kupy? Tyle tylko, że teraz może być kłopot z jej urzeczywistnieniem. I to z winy samych współwyznawców imć Muammara, którzy nie czekając, aż demografia zrobi swoje, postanowili niewiernych trochę rozerwać. Lecz doszli o jeden lont za daleko.

Europejska tolerancja dla zapalonych (i zapalających) czytelników Koranu okazała się błędem. Nawet jeżeli większość mahometan stanowią spokojni ludzie, ich dżihadujący bracia są wystarczającym argumentem na wypisanie wszystkim nakazu eksmisji. Argumentów znalazłoby się więcej niż kawałków metalu w ciałach ofiar z Brukseli. Bodaj kluczowym – poza awersją do asymilacji – jest właściwa muzułmanom doktrynalna pogarda dla głupców modlących się do innego Boga albo nierobiących tego wcale, i należący do kanonów tej wiary przymus nawracania zbłąkanych. Prośbą czy groźbą – do wyboru. W ostatnim rozdziale Księga nakazuje korańczykom walkę o prymat islamu nad innymi religiami. W zamian obiecując wojenne łupy lub raj dla męczenników. Tak więc każdy: i miłośnik doczesnych, i niebiańskich uciech, może wybrać coś dla siebie. Unijnych wodzów, witających ich z otwartymi rękami, tzw. uchodźcy, a wśród nich „obywatele” Państwa Islamskiego, uważają tak naprawdę za frajerów, których najpierw wydoją, później zaś (patrz: słowa Kadafiego) każą pięć razy dziennie słuchać muezina. Na klęczkach!
Teraz, po setkach zabitych i tysiącach rannych, nadszedł moment  otrzeźwienia. Warto mieć nadzieję, że rozsądek weźmie górę nad załganą polityczną poprawnością i skłoni eurowierchuszkę do działań radykalnych i skutecznych. Przykład można wziąć… z Polski. Zarówno wielu rodakom, jak i schlebiającym ich poglądom aktualnym włodarzom – chociaż chrześcijanie – miłość do arabskiego bliźniego swego jest obca. Może i ta ksenofobia Państwa PiSlamskiego jest naganna, może na wyrost, ale powinna sprawić, że kebab nigdy nie wygra u nas ze schabowym. I unikniemy losu Piekarskiego na Mekkach.

Poprzedni artykułSpotkanie na Piaskach
Następny artykułNAJSZYBSZE AUTO ŚWIATA
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.