Są wśród decyzji nowego rządu takie budzące szczególne kontrowersje. Należą do nich zapowiadane i szybko dokonane zmiany w krajowej oświacie. To, co na szczeblu centralnym wydaje się łatwe do zrobienia, wykonawcom z samorządowych „dołów” przysparza siwych włosów. Ostatnio z powodu sześciolatków.

We wrześniu większość z nich, zamiast zasilić szeregi pierwszaków, prawdopodobnie zostanie w przedszkolach. – Nie oceniam tego, czy to jest dobrze, czy źle i że w dwudziestu dwóch krajach Unii Europejskiej dzieci idą do szkół wcześniej – absolutnie nie chcę nad tym dyskutować. Ale to się wiąże z konkretnym problemem finansowym i chciałbym, żebyśmy też, szczególnie komisja oświaty, się nad tym zastanowili, co my mamy zrobić? – apelował podczas grudniowej sesji rady miasta prezydent Legionowa.

Subwencja i etaty

Czasu zostało mało, a zdaniem wielu ekspertów i samych zainteresowanych konsekwencje reformy oświatowej uderzą po kieszeni nie tylko samorządy. Chociaż akurat one stracą siłą rzeczy najwięcej. – Sześciolatki, które wchodzą do szkoły, dostają subwencję oświatową. Sześciolatki, niezależnie od tego, czy zostaną w zerówce, czy w przedszkolu, tej subwencji nie dostają. A to jest ponad 3 mln zł rocznie, które dzisiaj na utrzymanie oświaty mamy – przypomniał radnym Roman Smogorzewski.

Mniej uczniów w klasach pierwszych to także mniej mniej pracy dla ich nauczycieli. – Dwadzieścia trzy klasy trzecie będą w czerwcu kończyć rok szkolny. Jeżeli ta reforma, a wszystko na to wskazuje, wejdzie w życie, to przyjmiemy tylko osiem klas pierwszych. To oznacza, że co najmniej kilkunastu nauczycieli straci pracę – zapowiada Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa. Straci, chyba że poza nauczaniem początkowym umieją coś jeszcze, mają na to „papiery” i uda się znaleźć im dodatkowe zajęcie. Gorzej będzie z alternatywą dla rodziców maluchów, które w tym roku miały rozpocząć edukację przedszkolną. – Jeżeli dzisiejsze pięciolatki pozostaną, jako sześciolatki, w naszych publicznych przedszkolach, to w ogóle nie będziemy mieli miejsca dla nowych dzieci, które mogłyby być przyjęte od września. Mam na myśli trzylatków, czyli obecnych dwulatków – dodaje Zadrożny. Dla wielu rodzin taka perspektywa oznacza albo rezygnację z pracy jednego z rodziców, albo konieczność zatrudnienia opiekunki. W obu przypadkach odbędzie się to ze szkodą dla domowego budżetu.

Rodzice, pomożecie?

Póki co ratusz rozważa różne opcje uniknięcia przedszkolnej katastrofy. – Wspólnie z Radą Miasta Legionowo chcemy się pochylić nad tym problemem i zastanowić się, czy nie zaproponować rodzicom dzieci sześcioletnich, aby poszły do zerówek szkolnych. Wtedy dalej będą przedszkolakami, ale ta usługa opieki nad dziećmi będzie świadczona w szkołach, tak jak to było w latach poprzednich. Natomiast w ten sposób zrobimy miejsce dla dzieci młodszych, a więc dla trzy- i czterolatków. W przypadku tych drugich, jeżeli ich rodzice wyrażą taką wolę, obowiązkiem gminy jest ich przyjęcie – mówi zastępca prezydenta.

Jak zatem widać, to w dużej mierze od samych rodziców zależy sprawne funkcjonowanie miejskiej edukacji przedszkolnej. Przynajmniej do czasu, gdy samorządowcy uporają się ze wszystkimi skutkami reformy oświatowej. Nieoficjalne „przecieki” z gminnych przedszkoli nie pozwalają jednak nawet na umiarkowany optymizm. Wiele wskazuje na to, że mając wybór pomiędzy placówką, którą ich dziecko już zna i lubi a wielką niewiadomą w postaci szkolnej zerówki, gros rodziców opowie się za przedszkolnym status quo. O co zresztą, abstrahując od korzyści płynących z tej drugiej opcji, trudno mieć do nich pretensje.