W niedzielę, po dwóch latach przerwy, do legionowskiej Areny znów zawitała grupa Dżem. I tak jak oczekiwali jej fani, osłodziła ich tęsknotę za solidnym, melodyjnym blues rockiem. Można jedynie żałować, że tego dnia delektowało się nim znacznie mniej słuchaczy. Ale tym, którzy przyszli, wszystkie piosenki smakowały znakomicie.

Dla frontmana zespołu powrót do Legionowa był tym przyjemniejszy, że zostawił w mieście przyjaciół. – To jest taki dodatkowy kop, mobilizacja do tego, aby ten koncert jeszcze lepiej wykonać, jeżeli ma się na widowni kogoś, kogo się tak dawno nie widziało, a za kim się tak bardzo tęskni – mówi Maciej Balcar. Obserwując żywiołową reakcję publiczności, owa tęsknota z pewnością była odwzajemniona. Pod sceną i na trybunie świetnie bawili się nie tylko ci, którzy dorastali wraz z założonym w latach siedemdziesiątych Dżemem.

Równie chętnie „smarowały” nim swoje uszy ich dzieci, a nawet wnuki. Z takich piosenek się zwyczajnie nie wyrasta. – Są to i dzieciaki, które dopiero zaczynają życie i nie zderzyły się z jakimiś wielkimi problemami, ale są też ludzie, którzy przeżyli bardzo dużo. Czasami są to osoby w bardzo trudnej sytuacji, ale dość często zdarza się, że słucha nas jakiś dyrektor firmy czy spółki – dodaje muzyk, wspomagający też kolegów na harmonijce ustnej.

Popularność kapeli ze Śląska to w dużej mierze zasługa świetnych utworów, stanowiących smaczny koktajl bluesa, rocka, z nutką reggae, a nawet country. Kto wie, czy nie ważniejsze są jednak mądre, proste i życiowe teksty śpiewanych od pokoleń hitów. – Ciężar kładziony na prawdę, na granie tego, co rzeczywiście się czuje, śpiewanie o tym, co jest ważne – to wszystko spowodowało, że ludzie tak bardzo lgną do tej muzyki – uważa Balcar, który swego czasu zagrał w filmie „Skazany na bluesa”, wruszającej opowieści o początkach Dżemu, a przede wszystkim o charyzmatycznym soliście zespołu. W powstaniu legendy Dżemu największy udział miał właśnie jego pierwszy wokalista i tekściarz, genialny, lecz owładnięty przez nałogi Ryszard Riedel. Kiedy więc kilkanaście lat temu Maciej Balcar dostał propozycję kontynuacji jego dzieła, miał się nad czym zastanawiać. – To, z czego sobie zdawałem sprawę, to fakt, że będzie to skok na głęboką wodę. Cały dowcip polegał na tym, żeby nie wywracając do góry nogami filozofii tego wszystkiego, co Dżem przez lata wypracował, nie popełniać kopii, która w pewnym momencie stałaby się farsą.

Na szczęście dla wokalisty i zespołu udało się jej uniknąć. Maciej Balcar, jak ostatnio lubią mawiać politycy, daje radę. Nie czaruje widowni przymilną konferansjerką, pozostawiając to muzyce. Dlatego gdy artyści pierwszy raz zeszli ze sceny, ludzie ani myśleli się z nimi żegnać. Tym bardziej, ze w niedzielę Dżem brzmiał w Arenie po prostu znakomicie. Trzeba przyznać, fani mieli nosa. Bo tym razem bisy nie były tylko wisienką na torcie, ale całym słoikiem najpyszniejszych Dżemowych słodkości. Na koniec słynną „Whisky” wokalnie „dopił” z gwiazdą wieczoru lider poprzedzającej jej koncert grupy Tajm. Smakowała wybornie.