Idę, ba, biegnę o zakład, że zabytkowi Chińczycy, złożycząc komuś słowami: „Obyś żył w ciekawych czasach!”, myśleli o czymś w rodzaju obecnej sytuacji na świecie. A już z pewnością o bałaganie, jaki go wkrótce czeka. Bo co do tego, że teraz karabiny i bomby grają dopiero uwerturę, wielu znawców tematu nie ma żadnych wątpliwości.

Dyktatorzy, analogicznie do rządów Nikodema Dyzmy w Banku Zbożowym, mają tę  cechę, że – jak to ujął ów powieściowy nygus – trzymają poddanych za mordę. I tych (stanowiących większość), którzy nawet bez nadzoru zasługiwaliby na ocenę wzorową z zachowania, i tych, których w ryzach trzyma tylko perspektywa wpisanej do dziennika „lufy”. Zaś bardziej dosłownie, bez szkolnych metafor – lufy przy głowie. Kiedy wciskając ludzkości kit o broni chemicznej Wujek Sam rozjechał kuzyna Saddama, poklepano jankesów po ramieniu. Bo to zły mężczyzna był, no i wreszcie tak zwycięzcom bliski Bliski Wschód zazna uroków demokracji. Żaden z reżyserów tego spektaklu nie przewidział, że najcieplej zmianę ustroju powitają zwolennicy allachizacji metodą Kałasznikowa. I w natchnionej euforii rozjadą się po niewiernych kontynentach, by jako wybuchowi misjonarze powodować wśród tubylców eksplozje religijności. Fakt, nie bezinteresownie, bo z myślą o czekających w raju napalonych dziewicach, ale jednak. I wszystko z tym nawracankiem byłoby fajnie, gdyby nie ci durni grzesznicy, którzy ani myślą pięć razy dziennie wysłuchiwać solówek muezina. Lekcje religii przygotowano więc dla nich bardziej wystrzałowe.

Na domiar złego, jakby zdziwiony takim obrotem sprawy Zachód miał zbyt mało problemów, na horyzoncie rysuje się zagrożenie ze wschodniej flanki. I tu już, rodacy pijacy, skończyły się żarty, zaczęły się podchody. Z dalszej, historyczno – histerycznej perspektywy przypomina to współczesny remake serialu pod tytułem „Żelazna kurtyna wujka Stalina”. Tak jak kiedyś pan Józek potrzebny był aliantom do rozprawienia się z małżonkiem Ewy Braun, tak teraz Wołodia aż pali się, żeby swymi myśliwcami przelecieć Syrię i okolice. Pytanie tylko, czego zażąda w zamian za wsparcie? I czy od swoich nowych-starych kumpli to dostanie lub sam będzie w stanie wziąć? W Jałcie jego gruziński mentor dostał. Dlatego my, którzy przez kilka dekad czytaliśmy już „Trybunę demoludu”, powinniśmy bać się w pierwszej kolejności.

Wciskanie ludziom na siłę własnej wiary od wieków było okrutnym nabożeństwem. Wycierając sobie nią gęby oraz miecze, zabijano na mocy „wyroku” Tory, Biblii czy Koranu. Co jakiś czas swoje trzy grosze dorzucali też na krwawą ofiarę wyznawcy kultu doczesności. Czym zakończy się nadciągająca krucjata? Najpewniej piekłem. Jeśli historia rzeczywiście lubi naśladować echo, szatańska forpoczta dojechała już do Legionowa. Lada moment oddadzą tu do użytku nowy dworzec. A w przeszłości zawsze zwiastowało to jedno – wielką wojnę. 

Poprzedni artykułGotów do poświęceń
Następny artykułNałóg według celebrytki
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.