Najgorętszym punktem wrześniowej sesji powiatowych radnych była dyskusja o lokalnym bezrobociu. Wywołało ją doroczne sprawozdanie szefowej Powiatowego Urzędu Pracy. Po ubiegłorocznym apogeum, liczba zarejestrowanych osób bez pracy systematycznie spada. Ta oficjalna, bo ile ich w rzeczywistości jest, nikt tak naprawdę nie wie.

Jeśli chodzi o lokalizację, dziesiąta sesja rady powiatu była podwójnie wyjątkowa. Zaczęła się w sali widowiskowej legionowskiego ratusza, gdzie rozdano nagrody lokalnym prymusom. Skończyła zaś naprzeciwko, czyli w „Konopnickiej”, która tego typu gremium gościła po raz pierwszy. Później zrobiło się raczej normalnie. W trakcie dyskusji nad wykonaniem budżetu opozycja usiłowała wytknąć zarządowi opieszałość.

– Należałoby się zastanowić, czy ten budżet został dobrze skonstruowany? Czy jego realizacja jest wykonywana w odpowiednim tempie i co się właściwie dzieje? Ja rozumiem 30 procent, bo to pierwsze półrocze, ale tylko dziewięć? To już jest zaskakujące – dociekał Wiesław Smoczyński, wiceprzewodniczący rady powiatu (PiS). Wywołany do tablicy starosta z wrażego PO był, jak łatwo zgadnąć, odmiennego zdania. I tłumaczył. – Angażujemy środki na początku roku, poprzez umowy inwestycyjne, które z reguły finalizujemy wraz z końcem roku. Nie przewidujemy kilkunastu transz, jeżeli chodzi o wypłaty, tylko dwie, trzy. W efekcie rzeczywiście wykonanie budżetu przenosi się na trzeci, czwarty kwartał – cierpliwie tłumaczył Robert Wróbel. Zwrócił on uwagę na jeszcze jeden aspekt sprawy. – Znacząca część budżetu inwestycyjnego to środki zewnętrzne. Informacje o ich pozyskaniu dostajemy najwcześniej w marcu, kwietniu. Wtedy również proponujemy zmiany budżetowe, wtedy rozstrzygamy postępowania i inwestycje rozpoczynamy de facto w lipcu.

Po tej rozgrzewającej polemice w ostatni piątek września radni wysłuchali sprawozdania z działalności Powiatowego Urzędu Pracy. Na początku ubiegłego roku odnotował on bezrobocie na poziomie 16,6 proc. Na koniec lipca tego roku – 13,3 proc., czyli o ponad trzy punkty mniejsze. Dyrektor Elżbieta Szczepańska przypomniała, że więcej niż połowa z około 4,5 tysiąca jej klientów to osoby bez choćby średniego wykształcenia, długotrwale pozostające bez pracy. Ponad 43 proc. stanowią ludzie po 50 i do 25 roku życia. – Taka struktura bezrobotnych istnieje w naszym urzędzie od kilku lat i te właśnie osoby dominują w jego rejestrze – powiedziała szefowa PUP. Według niej odzwierciedla on obecne realia rynku pracy. Widząc niepewną sytuację gospodarczą, działające w powiecie firmy (tych prywatnych jest na jej obszarze 7,5 tysiąca – red.) częściej zwalniają niż dają etaty. Więc jego mieszkańcy szukają zajęcia po sąsiedzku. – Odsetek osób zatrudnionych na terenie powiatu legionowskiego w stosunku do liczby jego mieszkańców jest jednym z niższych w ramach aglomeracji warszawskiej – poinformował Grzegorz Kubalski, członek zarządu powiatu. Co zresztą wydaje się zgodne z polityką przedstawicieli terenowej władzy. – Właściwie wszystkie gminy na terenie naszego powiatu, zwłaszcza te położone bliżej stolicy, stawiają na rozwój oparty na budownictwie mieszkaniowym i tworzeniu pewnego zaplecza mieszkaniowego na potrzeby aglomeracji warszawskiej, zwłaszcza Warszawy – dodał b. wójt gminy Jabłonna.

Wracając do liczby bezrobotnych, podobnie jak w innych regionach kraju, w powiecie jest ona zawyżona. Są bowiem ludzie, którzy swe zajęcie wolą pozostawić w tajemnicy. – Przypuszczam, że większość z nich to osoby, które pracują, ponieważ w dzisiejszej sytuacji, skoro nie pobierają one żadnych świadczeń z tytułu bezrobocia, a korzystają tylko ze wsparcia pomocy społecznej, nie byłyby w stanie się utrzymać  – uważa Elżbieta Szczepańska. Co warte podkreślenia, wiedza urzędników opiera się nie tylko na przypuszczeniach. Informacje o domniemanych naciągaczach przekazują do PUP-u choćby pracownicy skarbówki. Można też liczyć na niezawodnych „życzliwych”. – Otrzymujemy bardzo dużo anonimów. Sąsiad na sąsiada donosi na przykład, że „ten pan jest zarejestrowany w urzędzie, skorzystał ze szkolenia, a on i tak pracuje”. Jeżeli jednak jest to list niepodpisany, nie możemy tego sprawdzać – mówi dyrektorka. Jeśli natomiast informator opatrzy wiadomość własnym nazwiskiem, urzędnicy szybko weryfikują jej wiarygodność. Gdy się potwierdzi, klient pośredniaka musi zwrócić wszystkie zapłacone za niego składki na ubezpieczenie zdrowotne.