Jeśli ktoś zwinie ze sklepu batona, czasem nawet wędruje za kratki. Ale kiedy w majestacie prawa rąbnie się ludziom sto baniek, można spać spokojnie. Bo jakoś nie podejrzewam, że panowie Bronisław i Morfeusz porzucą dotychczasową komitywę i całymi nocami będą sobie słać JOW-y. Alibi świetnej pamięci prezydenta jest bez zarzutu: dał dołom głos, pozwalając im obszczekać trzy arcyważne dla istnienia narodu kwestie.

Nie od dziś wiadomo, że kiedy rodacy mają okazję pogwarzyć jak Polak z Polakiem, zaraz po flaszce wjeżdża na zakąskę temat wyłaniania reprezentantów narodu w wyborach parlamentarnych. Rozmawia się o tym wszędzie, od morza aż do samiuśkich Tater, lecz dopiero w niedzielę rządzeni mogli – w swej łaskawości władza pozwoliła im wygadać się za pomocą dwóch kresek – obdarzyć rządzących swymi przemyśleniami w tej sprawie. Trudno, lepiej późno niż wcale. Politycy w końcu zrozumieli, że mało jest dla obywatela ważniejszych kwestii od tej mianowicie, który wół z jego okręgu wyborczego zapomni w trakcie czteroletniej diety jak cielęciem był.

Tak samo błyskawicznie stadko z Wiejskiej wsunie pod dywan sprzeciw wobec napychania partyjnych skarbonek budżetowym siankiem. Owszem, rzeknie ten i ów ważniak, wyniki referendum są jednoznaczne, ale choć bardzo chcemy, nie możemy przestać doić tej krowy, bo za mało ludzi postawiło na nas krzyżyk. A jego kolega usłużnie doda, że chodzi tylko o pięćdziesiąt kilka baniek rocznie. Więc co to jest dla kraju, który buduje najdroższe autostrady na świecie? Toż to tylko 1,5 złocisza na głowę! Tymczasem na policję każdy statystyczniak buli rocznie prawie 300, a na wojsko ponad 600 zł, więc o co tu drzeć faktury? Nawet jeśli część tej kasy ląduje przelewem w knajpach, hotelach, SPA albo na koncie firmy ochroniarskiej, która dzielnie strzeże przyszłego zbawcę Polski.

Koronnym argumentem zwolenników centralnie finansowanego partyjniactwa jest krakanie, że po odcięciu im kroplówki, politycy przychylniejszym okiem spojrzą na łaszących się do nich lobbystów i wszelkiej maści kreatury, próbujące nagiąć prawo, żeby móc ugrać coś na lewo. Bo księgowy musi jakoś związać koniec z końcem. Brzmi rozsądnie? Tak, pod warunkiem zaakceptowania koncepcji, że każdy polityk to potencjalny sprzedawczyk i aferzysta, dybiący na pierwszą lepszą okazję do uzupełnienia diety o dodatkowe składniki odżywcze. A tak przecież nie jest. Nawet w największym polskim cyrku pracują poważni fachowcy, którzy zamiast rozśmieszać albo bulwersować naród kolejnymi Wiejskimi numerami, starają się robić ludziom dobrze. I to z pewnością nie oni wpadli na pomysł referendum, w którym obywatele odpowiedzieli twierdząco na dodatkowe, czwarte pytanie: czy masz politykę w d…? 

Poprzedni artykułAktywna sobota
Następny artykułSzkody na dziko
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.