Taki scenariusz był do przewidzenia. Również i legionowska odsłona referendum zakończyła się frekwencyjną katastrofą. Do lokali wyborczych poszło niespełna dziesięć procent mieszkańców miasta. Przy stawianiu krzyżyków okazali się za to dość zgodni.

Na podstawie frekwencji widać, że członkowie poszczególnych komisji pracy mieli jak na lekarstwo. – Referendum przebiega spokojnie. Wszystkie komisje otworzyły swoje lokale o wyznaczonej godzinie. Mamy zgłoszenie, że tylko jeden członek komisji nie przyszedł do pracy, a wcześniej nas o tym nie zawiadomił. Pozostali są natomiast zdyscyplinowani – relacjonowała w niedzielę Danuta Szczepanik, pełnomocnik Komisarza Wyborczego w Warszawie.

Co do legionowskich wyborców, oni w niedzielę też za bardzo nie grymasili. Choć jak informują urzędnicy, zdarzało im się słyszeć prośby o wytłumaczenie referendalnych zawiłości. Inne niejasne kwestie ludzie poruszali raczej rzadko. – Czasami pytają, do której godziny będzie czynny lokal lub dlaczego kogoś nie ma w spisie wyborców. I po to właśnie mamy dyżur informacyjny w urzędzie miasta, aby na bieżąco móc rozwiewać wszelkie wątpliwości – mówi Ewa Sobierajska, urzędnik wyborczy.

Ale już każdy sam musiał rozwiać wątpliwości te w referendum kluczowe – związane z pytaniami. – Według mnie są postawione nie tak jak trzeba, One są zasadne, tylko trzeba by je było trochę doprecyzować. Wtedy miałyby sens – uważa Halina Kozera, mieszkanka Legionowa. – Dyskusja o JOW-ach powinna generalnie zaistnieć. Ale samo pytanie, bez braku wyjaśnienia czy choćby pokazania kontekstu, na przykład w Europie, to zbyt mało. Trzeba się bardzo interesować polityką, żeby świadomie odpowiedzieć tak lub nie – dodaje Magda Rychlińska. W niedzielę wprowadzenie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych poparło przeszło trzy czwarte legionowian. Jeszcze mniej wątpliwości mieli oni przy pytaniu numer dwa – o finansowanie partii politycznych z budżetu. Ponad 80 proc. mieszkańców chciałaby je od państwowych środków odciąć. Jeśli chodzi o pytanie trzecie – TAK odpowiedziało na nie prawie 96 proc. głosujących – za sprawą niedawnej nowelizacji było ono właściwie bezzasadne. Mimo to, poruszenie kwestii szans obywateli w starciu z fiskusem wielu wyborców uznało za celowe. – Sama miałam takie sytuacje, więc wiem, co to znaczy, że urząd zawsze chce przeciągnąć sprawę na swoją stronę. Tak więc myślę, że mimo wszystko to pytanie było potrzebne – mówi pani Halina.

W Legionowie frekwencja referendalna wyniosła 9,01 proc. Średnia w  całym kraju była jeszcze niższa i nie pomogło jej nawet wydłużenie czasu głosowania. Kosztujące około 100 mln zł „święto demokracji” zgodnie z przewidywaniami okazało się wielką porażką. – To trochę przykre, że właściwie wszystkie miejsca na podpisy są puste. Jeżeli na co dzień narzekamy, to coś zróbmy – powiedziała tuż po wrzuceniu kartki do urny Magda Rychlińska. Na koniec warto przypomnieć, że referendum jest wiążące, gdy do urn pójdzie ponad połowa uprawnionych do głosowania.

3 KOMENTARZE

  1. No dziwne ze nawet Smogorzewski który chciał isć w ministry do kancelarii Komorowskiego nie agitował, zapewne nie wiedział o co chodzi z tymi JOW-ami. Ale frekwencja w Legionowie eskazuje ze reprezentatywna dla miasta grupa pracowników urzędu miasta, starostwa, KZB i PEC wraz z rodzinami i SMLW Rosiaka dopisali

  2. Witam, szkoda ze tak mało mówiono o referendum w telewizji, gazetach, internecie. Dużo ludzi nawet nie widziało ze „to dziś”. Myślę, ze to dlatego też taka mała frekwencja. Z tego co pamiętam na referendum zawsze było mniej ludzi ale to jest porażka. Pytania,mało zrozumiałe, nie czytelne. NP. sąsiadka pytała mnie co to są w ogóle te JOWy. 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.