W miniony weekend lokalni zwolennicy klasyki mieli powody do zadowolenia. Wszystko za sprawą kolejnych koncertów Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej. Miały odbyć się dwa, tymczasem przedzielił je jeszcze trzeci. Dowodząc, że nawet stateczny i uporządkowany świat dźwiękowej „powagi” bywa momentami zaskakujący.

Jedenasta edycja imprezy to szczególna gratka dla miłośników wiolonczeli. – Pomyślałem, że w tym roku warto pokazać publiczności właśnie ją. Były lata, w których dominowały skrzypce, a teraz postawiliśmy na ten instrument – mówi Jan Bokszczanin, pomysłodawca i współorganizator LFMKiO. Jako pierwszy zaprezentował go na tegorocznym festiwalu Roman Wiszniowski, laureat wielu międzynarodowych konkursów i stypendysta Witolda Lutosławskiego. Wybitny muzyk zagrał na wiolonczeli barokowej – instrumencie równie unikalnym jak jego talent.

– Wiolonczela barokowa, jak sama nazwa wskazuje, pochodzi właśnie z tego okresu. Ma charakterystyczną dla niego budowę i brzmienie, jest także troszeczkę niżej strojona – tłumaczy wirtuoz. I tak oto melomani mogli delektować się brzmieniem trzystuletniej wiolonczeli, której wartość rynkowa wynosi kilkaset tysięcy dolarów. – To jest akurat bardzo specyficzny instrument. Wykonał go Petrus Guarnerius, syn bardzo znanego Guarnieriego, który robił także wspaniałe skrzypce. Syn akurat skupił się na wiolonczelach. To unikatowe, zbudowane w Wenecji instrumenty – dodaje Roman Wiszniowski. W sobotę partnerował mu ceniony białostocki organista Dariusz Hajdukiewicz. Oprócz obfitujących w muzyczne perełki recitali, artyści wykonali wspólnie Andante cantabile Piotra Czajkowskiego.

Niedziela z kolei miała należeć do Państwowego Chóru Ludowego z Białorusi. I właściwie należała. Ponieważ jednak zespół zawitał do Legionowa spóźniony, aby nie zawieść publiczności, organizatorzy naprędce postarali się o godne, rodzimego chowu zastępstwo. Ze swej trudnej roli organista Michał Jung i skrzypaczka Katarzyna Sylla wywiązali się wzorowo, przygotowując grunt pod koncert chóru im. Kleofasa Ogińskiego. – Wiadomo, że Kleofas Ogiński to dla Białorusinów ich najwybitniejszy kompozytor, aczkolwiek śmiem się z tą oceną jego narodowości nie zgodzić. Tak więc posłuchamy chóru pod „patronatem” słynnego polskiego kompozytora. Oczywiście nic to nie ujmuje temu, co będzie wykonane – zastrzega Jan Bokszczanin. Z uwagi na miejsce występu – kościół pod wezwaniem Świętego Ducha, legionowianie usłyszeli przede wszystkim muzykę cerkiewną. Tradycyjnie w przypadku państwowych chórów ze Wschodu, na najwyższym poziomie wokalnym.

Do końca bieżącej edycji legionowskiego święta muzyki klasycznej pozostały jeszcze trzy koncerty. Według zapewnień jego twórcy, dla melomanów obecność na nich jest obowiązkowa. – Krakowskie Trio Stroikowe to zespół absolutnie genialny. Miałem okazję występować z nim kilka razy na łączonych koncertach i ludzie zawsze przyjmują go bardzo entuzjastycznie. Kolejną wiolonczelistką będzie Renata Marzec, która wystąpi ze swoim małżonkiem. To również osoba, która zbiera laury za swoją grę. Na końcu festiwalu postaram się dobrze zaakompaniować zespołowi kameralnemu Anny Wróbel i rodzinie Walasków. We czwórkę będziemy grać m.in. Bagatelę Antonina Dvoraka – zachęca Bokszczanin. We czwórkę i oby na piątkę z plusem.

Kolejny festiwalowy koncert już w niedzielę (23 sierpnia) o godzinie 16:00.