Majowa sesja rady miasta, niczym dobry film, była wielowątkowa i zróżnicowana pod względem napięcia. A co najciekawsze, być może zakończy się nieoczekiwanym happy endem dla właścicieli legionowskich czworonogów.

Swe majowe posiedzenie radni rozpoczęli w podniosłym nastroju. Przyszło im bowiem uhonorować jednego z mieszkańców statuetką Zasłużony dla Miasta Legionowo. Tym razem trafiła ona do rąk Wojciecha Jeutte, byłego radnego i zastępcy prezydenta, a przede wszystkim piastuna lokalnej historii. – Pan Wojciech jest niesłychanie sprytnym facetem. Nikt tak jak on nie podpuścił mnie do paru inwestycji związanych z muzeum. Bo zawsze, jak przychodził, to mówił, że będą one kosztowały bardzo niewielkie pieniądze – wspominał z uśmiechem Roman Smogorzewski. Później , gdy już miasto brało się do dzieła, koszty okazywały się nieco większe…

W ten sposób pan Wojciech przeforsował m.in. powstanie nowoczesnego pawilonu muzealnego i szereg innych, mniejszych przedsięwzięć. Dla Legionowa zrobił jednak znacznie więcej. Za co radni słusznie go docenili. – To jest osiągnięcie wielu osób. I ja przyjmuję z szacunkiem tę statuetkę, ale w imieniu tych dziesiątek, a może nawet setek osób, które ze mną przez te 25 lat współpracowały – zaznaczył w swoim wystąpieniu Wojciech Jeutte.

Pozostając w klimacie gratulacji, swoją część braw otrzymały też od radnych młode legionowskie siatkarki – aktualne wicemistrzynie kraju. Jak zdradził szef klubu, sprawiły one sensację nie tylko sportowej natury. – Dzisiaj jestem trochę spokojniejszy, lecz ja już przypłaciłem to, może nie zdrowiem, ale wąsami. To była jedna z obietnic, że jak dziewczyny osiągną sukces, wtedy je zgolę – powiedział Sławomir Supa. I sądząc po jego gładkim obliczu, słowa dotrzymał.

W dalszej części sesji samorządowcy zajęli się już merytoryczną robotą. Poruszono m.in. kwestię nadchodzącej zmiany operatora miejskiego systemu gospodarki odpadami. Największą dyskusję wywołała jednak inna zmiana – przeznaczenia leżącej odłogiem działki u zbiegu ulic Sobieskiego i Wysockiego. Ratusz zaproponował wydzierżawienie jej na park dla zwierząt. – Prawda obiektywna jest taka, że w Legionowie żyje kilka tysięcy psów i nie ma ani jednego dedykowanego im miejsca, w którym ich właściciele mogliby spokojnie, bez powodowania jakichś konfliktów i narażania się na krzyki innych użytkowników przestrzeni publicznej, ze swymi psami miło spędzić czas. Zakładamy, że wokół tej inicjatywy może powstać kilka miejsc pracy, a gmina zyska dodatkowe dochody, więc pomysł wydaje się dobry – uważa prezydent Smogorzewski. Dobry, ale jak wszystkie związane z legionowskimi czworonogami, kontrowersyjny. – Mam wrażenie, że jesteśmy troszkę niedoinformowani, bo podejmując tą uchwałę, tak naprawdę nie wiemy, jaka powierzchnia tej działki, która wbrew pozorom nie jest wcale taka duża – niecałe 3200 m2, będzie przewidziana na park dla zwierząt, a jaka na działalność komercyjną? – dociekał Leszek Smuniewski. – Panie radny, dziwi mnie, że zadaje pan pytania co do proporcji. One są określone w planie przestrzennym: jaka jest minimalna powierzchnia biologicznie czynna, jaka jest powierzchnia zabudowy i jaki jest wskaźnik intensywności – odrzekł prezydent. Broniąc ratuszowego pomysłu, wstawił się też za gospodarczą swobodą ewentualnego przedsiębiorcy. – Sytuacja taka, że my narzucimy mu, co i jak ma tam robić za swoje pieniądze, jest absurdalna. My w umowie dzierżawy mamy mu narzucić stworzenie miejsca, w którym właściciele czworonogów będą mogli fajnie spędzać czas.

Niezrażona opozycja wskazywała na bliskość parku im. św. Jana Pawła II. Również, jej zdaniem, doskonałego dla zwierząt. Prezydent z kolei przypomniał o  ograniczeniach działki, utrudniających możliwość jej wykorzystania na bardziej ambitne przedsięwzięcia – bliskości stacji gazowej, ruchliwych ulicach, linii wysokiego napięcia czy podziemnej infrastrukturze miejskiej. Kiedy doszło do głosowania, koalicja jeszcze raz pokazała krzepę. Stosunkiem głosów 16 do 5, prezydencki pomysł poparła. Teraz pozostaje jeszcze skusić jakiegoś inwestora do wcielenia go w życie.