Kiedy jedni legionowianie wrzucali do urn swoje głosy, inni wrzucali coś na grilla. W niedzielę pod Areną odbyła się szósta edycja wymyślonej w mieście imprezy pod hasłem Fish & Grill. Dopisały i pogoda, i apetyt mieszkańców na dobrą zabawę.

– W tym roku skupiliśmy się przede wszystkim na konkursie dla amatorów i to głównie ich zaprosiliśmy do sprawdzenia się w grillowaniu, tym razem suma. Mamy dziewięć ekip z różnych środowisk, praktycznie z całego miasta – mówi Anna Szwarczewska z UM w Legionowie. Szefem wypasionego teamu jurorów był jak zwykle Carlos Gonzalez – Tejera. Podkreślając zalety prawidłowego grillowania, smakowy potencjał rybnego bohatera imprezy chwalił pod niebiosa. Smakowy i nie tylko. – Sum jest bardzo wdzięczną rybą, dlatego że nie ma specjalnie dużo ości, jak na przykład leszcz albo karp – powiedział bodaj najbardziej w Polsce znany Dominikańczyk.{mp4}26515a|512|384|{/mp4}

Pomysły drużyn na przyrządzenie suma były różne. Pod dostatkiem zawodnicy mieli też składników, umiejętności i zapału. Brakowało im tylko jednego. – Wydaje się, że godzina to dużo czasu, ale okazuje się, że jednak nie – przyznała radna Agnieszka Borkowska. Na szczęście nad wszystkim czuwali sędziowie, podsumowując niekiedy poczynania zawodników z sumem. I oczywiście udzielając im wskazówek. – Najważniejsza jest ryba. A dodatek jest tylko dodatkiem – lakonicznie, acz treściwie przypominał Carlos Gonzalez – Tejera. Gdy sędziowie wzięli się za degustację, tuż obok z widelcami przyczaili się mieszkańcy. I słusznie, bo po pierwsze, dania zachwycały smakiem, po drugie zaś, było ich niewiele. Kulinarną rywalizację wygrał reprezentant Miejskiego Ośrodka Kultury Robert Michalski. Ale nie samym sumem niedzielna impreza stała. Były konkursy i przedstawienia, występ kabaretu K2 czy atrakcje na stoiskach sponsorów. Furorę zrobiła możliwość samodzielnego przyrządzenia pizzy. Już nie z sumem, lecz z tuńczykiem.

W niedzielę równie mocno jak żar z grilla rozgrzało legionowian oczekiwanie na muzyczną gwiazdę wieczoru. Tym razem organizatorzy zaprosili grupę Boys. Choć zapewne zrobili to nie ze względu na takie deklaracje jej lidera. – Bardzo lubię grillować. Nawet kupiłem sobie taki wielki, cholernie drogi grill. Kupiłem go chyba dwa lata temu, a w ciągu roku użyłem może dwa razy. Niestety, u mnie sezon grillowy jest na różnych imprezach. Jak przyjeżdżam, podchodzą do mnie organizatorzy: – No jak, karkóweczkę, szaszłyczek czy kiełbaskę z grilla? Ja zawsze bardzo chętnie, tylko szkoda, że w domu tego nie mogę robić – śmieje się Marcin Miller. A wracając do muzycznego wyboru organizatorów… – Disco polo ma różne opinie: są zagorzali fani, ale też tacy, którzy niekoniecznie lubią tę muzykę. Ale jako że jesteśmy otwarci na wszystkie potrzeby mieszkańców, teraz chcieliśmy zrobić ukłon właśnie w kierunku fanów disco polo – tłumaczy Anna Szwarczewska. – Jeżeli chwyci, to przynajmniej raz do roku koncert disco polo u nas będzie. Jeżeli dopisze dziś publika, będzie dobra zabawa i dobre opinie, to na pewno w kolejnych latach będziemy chcieli to powtarzać – obiecuje Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa. Nie zważając, jak można się domyślać, na głosy zdeklarowanych wrogów gatunku.

Swoją drogą, lider Boysów zauważył, że spory na tym tle często toczą lokalni politycy. – Ja rozumiem, że jedni drugich chcą wygryzać ze stołków, ale nie mieszajcie w to nas. Zespoły disco polo mają się naprawdę dobrze, grają na dniach miast, imprezach firmowych i wszystkich innych. Tylko czasami o tym się nie wspomina, bo jednak ten stereotyp ciągnie się za nami. Niektórzy ludzie nie potrafią sobie z tym poradzić i przyznać: tak, najlepiej bawiliśmy się przy disco polo, ale wolimy o tym nie mówić, bo co inni powiedzą? – komentuje Marcin Miller. Czy to też legionowski problem, trudno powiedzieć. Wiadomo tylko, że miłośnicy „chodnikowych” beatów są nawet wśród miejskich radnych. – Od 15 lat mówię o sobie, że jestem monotematyczny, bo słucham tylko jednego rodzaju muzyki: disco polo – wykrzyczał ze sceny Paweł Głażewski. Sądząc po tłumie zgromadzonych pod sceną mieszkańców, wielu z nich mogłoby o sobie rzec to samo. Dlatego byli tak bardzo szczęśliwi, gdy z głośników popłynęły wreszcie słowa: „Jesteś szalona…”