Gdyby nie chodziło o korektę tekstu uświęconego wiarą i wielowiekową tradycją, kolejny wers jednej z ulubionych przez Polaków modlitw powinien zaczynać się od słów: „Leku naszego powszedniego daj nam…”. Bo wielu z nas medykamentami opycha się częściej niż chlebem. Wedle resortowych statystyk, w zażywaniu ich na głowę mieszkańca bijemy innych na głowę. Ponad połowę tych przekąsek kupujemy z myślą o naprawieniu układu krążenia, przewodu pokarmowego i skołatanych nerwów. Szczególną i coraz większą atencją darzymy jednak inny przysmak – piguły przeciwbólowe. Tylko w ubiegłym roku zaopatrzyliśmy się w ponad 115 mln opakowań, wydając na to jakieś 1,2 mld zł. Dowiedliśmy tym samym dwóch rzeczy: prawdziwości hasła zawartego ongiś na okładce jednego z albumów Budki Suflera, że „nic nie boli, tak jak życie”, oraz narodowego sprytu. Skoro pesel ma się tylko raz, po co przez ten czas narzekać, że ciągle nas coś nawala? Lepiej chemicznie się znieczulić.

 

Rzecz jasna, owa pastylkowa miłość to miód na serca wszelkiej maści medycznych fabrykantów. Rocznie, jak mało która nacja na Starym Kontynencie, wkładamy im do kabzy prawie 2,5 proc. polskiego PKB. Wychodzi na to, że bardziej boimy się chorób niż wrogów, gdyż mowa o większej kasie, niż wynosi żołd naszej dzielnej armii. Co ciekawe, łykając powlekany miraż zdrowia, nie zapominamy o patriotyzmie – blisko 70 proc. żenionych na polskim rynku „polepszaczy” upichcono w kraju. Ale są i inne plusy lekomaniackiego apetytu. Weźmy choćby taką mumifikację. Dawniej dostępna dla faraonów, teraz doczekają jej – pod warunkiem regularnego pałaszowania aptecznego asortymentu – nawet najbiedniejsi rodacy. Za kilkaset lat archeolodzy jak nic będą mieli zagwozdkę, skąd nad Wisłą tyle mumii? Chyba że koledzy historycy szepną im coś o tym, że w kraju Polan dobrze rozkładała się jedynie gospodarka…

Na koniec warto wspomnieć o przyklaskujących upodobaniom pacjentów lekarzach. Zamiast dociekać przyczyn, wielu z nich tuszuje tylko skutki chorób. Recepty upatrując w receptach. Dodatkowo, zgodnie z zapotrzebowaniem możnych, koncernowych mecenasów, od czasu do czasu wymyślą i spopularyzują nową dolegliwość. Taki na przykład ja, z pozoru zdrowy na umyśle obywatel, dopiero z reklam dowiedziałem się, że ludzkość nęka zespół niespokojnych stóp! Tylko czekać na kolejne medyczne nowalijki: syndrom mrugających powiek lub chorobę potarganych włosów. Ale spokojnie, zdrowo się fachowcy napracują i lekarstwo w trymiga będziemy mieli na wyciągnięcie ręki. Oczywiście nie gołej. Należy bowiem pamiętać o jednej zasadzie: w medycznym biznesie, żeby być klientem przezeń cenionym, jeśli już coś wyciągamy, to najlepiej portfel.

Poprzedni artykułKładka coraz bliżej
Następny artykułDUŻY, POJEMNY I BARDZO OSZCZĘDNY
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.