Legionowski szeryf, od przeszło dekady grzejąc swój fotel, zwykł mawiać o rodakach: takie mamy protestanckie społeczeństwo w tym katolickim kraju. Jak na laickie usta, święte słowa. I prawdziwe. Autor doskonale wie, że legionowianie z równie wielką zaciętością potrafią wyśpiewywać protest songi opluwające plany postawienia budynku wielorodzinnego, co słabo zamieszkanej piaskownicy. Są zdania, że miasto, owszem, powinno inwestować i koncertowo się rozwijać, ale z dala od ich chałup. Co akurat w niezbyt rozległym, za to najgęściej zaludnionym grodzie w kraju, należy do zadań nader karkołomnych.

 

Paradoksalnie, najbardziej to lokatorskie malkontenctwo dziwi u ludzi, którzy blokowanie mają w adresach – mieszkańców bloków. Gdyby ktoś nie wiedział, to takie duże pudła z betonu, podzielone na mniejsze kostki, w których stłoczona ludzkość uprawia trudną sztukę rozmowy przez podstawową komórkę społeczną. I robi różne inne rzeczy, o czym zresztą sąsiedzi są doskonale poinformowani. Głównie, to zasługa cienkich ścian, ze słyszenia. U tych, którzy przydział na wymarzone M – coś tam dostali w czasach, gdy gęsto było w Legionowie tylko od piasku, inwestycyjny bunt można jeszcze zrozumieć. W końcu nie po to zaludnili senną, podwarszawską prowincję, żeby na stare lata marszczyć się w metropolii. Co innego nowi blokersi z importu. Ich gały – choć zaślepione mirażem stołecznych apanaży – widziały, co brały. Jednak mózgom wciąż trudno pojąć, że jeśli chce się mieć szerokie horyzonty, trzeba pogodzić się z ciasnotą. Przynajmniej u zarania kariery. Tak, wiem, ryzykowne interesy z Franciszkiem S. mogą popsuć humor i wojowniczo nastroić na długi czas, ale zamieszkać i od razu chcieć zamieszać? Po  kiego? Toć to i tak tylko burza w szklan… w słoiku.

Zatrwożeni mieszkańcy Łajsk to trochę insza inszość. Oni dym rozkręcili z powodu dymu, który tyleż bezwzględny, co złośliwy kapitalista chciał im wtłoczyć do płuc i domów. Co tam kapitalista, bandzior! Bo kto inny czerpie zyski z krematorium? Taką mniej więcej wizję roztoczyli przed ludem lokalni szamani, ten zaś pod wpływem ich czarów wpadł w protestacyjny amok. Nie mnie osądzać, czy słusznie. Tyle że dając do pieca groźbą ekologicznej katastrofy, już na wstępie puszczono z dymem argumenty jej potencjalnych sprawców. I nie położono na wadze tego, co gmina miałaby szansę dzięki nim zyskać. Swoje samorządowcy osiągnęli: w zamian za kilka srebrników wyborczego poparcia, pokazali przedsiębiorcy, kto tu rządzi i rządzić chce nadal. Być może nawet mieli rację. Nie rozważyli tylko, jak mocno ów gest zatruje w gminie inwestycyjny klimat. A biznes unika tych, co łatwo się podpalają i palą za sobą mosty – od wójta do starosty.

Poprzedni artykułPrzekrętu nie było
Następny artykułPojedynek wagi ciężkiej
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.