Kiedyśmy przed tygodniem poznali oraz napisali prawdę i tylko prawdę o powietrzu, którym oddycha legionowska brać, wcale nie odetchnęliśmy z ulgą. Zgoła odwrotnie – przypłaciliśmy niusa nerwową zadyszką. Bo wyszło na to, że nawet unikając papierosków, od rana do fajrantu i tak dajemy sobie w płuco. W dodatku bez krzty przyjemności, nie zaznawszy delikatnego smyrania przez nikotynę ośrodkowego układu nerwowego. Nic tylko zrobić o to dym! Na szczęście zanim na dobre buchnął płomień dziennikarskiego gniewu, dotarły do nas informacje, że inni podobno mają gorzej. I jeszcze, żyjąc w błogiej nieświadomości, się z tego cieszą.

 

Ci inni to turyści oraz kuracjusze, odwiedzający krajowe kurorty i uzdrowiska z zamiarem naszprycowania się tamtejszym tlenem z mniej istotnymi dodatkami. Mając  oczywiście na myśli azot, dwutlenek węgla tudzież pomniejsze ingrediencje. Ba, nawet okupują ów przywilej dodatkowymi kosztami, buląc za każdą dobę pobytu tzw. opłatę klimatyczną. Niby niewielką, jednak przez dwa tygodnie garść dutków się uzbiera. No cóż, zdrowie jest najważniejsze. Niestety, wyszło na to, że wszyscy zdrowo się na tych mrzonkach o czystym powietrzu przejechali. Jak wynika z danych opublikowanych przez organizację ClientEarth – tworzoną przez ludzi, którzy w temacie nie są podobno zieloni – po kilkudziesięciu krajowych mekkach rekonwalescentów hulają nie tylko zastępy handlarzy z pamiątkami, lecz także cała masa mniej rzucających się w oczy bytów. A właściwie nierzucających się wcale. Wypoczynek urozmaicają tam m.in. rakotwórczy benzoalfapiren, arsen, kadm, nikiel, czy pył zawieszony PM2,5. Ma się rozumieć w ilościach mocno hurtowych. No i zrobiła się zadyma. Uzdrowiskowi włodarze twierdzą, że swoje dane ekolodzy wzięli z księżyca i w ogóle bujają w obłokach, ci zaś odszczekują się swoim prześladowcom, zapewniając, że są czyści jak łza. Bo przecież nie jak powietrze…

W całej tej kłótni najbardziej zastanawia dowodowa niemoc antagonistów. Demaskatorzy rzekomych zanieczyszczeń opierają swe zarzuty na danych obliczanych przy pomocy modeli matematycznych, zaś obrońcy sanatoryjnej czystości nie mają u siebie urządzeń pomiarowych, które wszelkie oskarżenia mogłyby z miejsca obalić. Nie mają i mieć nie chcą, gdyż kwity pozwalające im szczycić się statusem uzdrowiska muszą przedkładać w Ministerstwie Zdrowia tylko raz na 10 lat. A później na dekadę o swych niewidzialnych atutach mogą zapomnieć. W przeciwieństwie do egzekwowania opłat klimatycznych. Kto wie, może to jest właśnie sposób na dodatkowy grosz i promocję Legionowa? Skoro składem powietrza nie odbiega ono od Kudowy – Zdroju lub Ciechocinka, niechże wreszcie miasto zacznie z tego czerpać profity. Stali mieszkańcy już to czynią. Ilekroć tylko zaczerpną powietrza.  

Poprzedni artykułRewolucja w dowodach
Następny artykułKontrowersyjny „Alfabet”
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.