W temacie bawienia legionowian Miejski Ośrodek Kultury poszedł w ubiegłym tygodniu na całość. Ledwie wybrzmiał śmiech towarzyszący czwartkowemu szoł kabaretu Hrabi, a już w sobotę MOK kusił występem katowickiego teatru Old Timers Garage. Po dwóch latach jego aktorzy wrócili do sali widowiskowej z nową propozycją – spektaklem Marka Pitucha „Żona do adopcji”.

– Sztuka opowiada historię pewnego małżeństwa, które stara się o dziecko z adopcji, ponieważ mąż niedomaga w tych kwestiach. Zastajemy je w momencie, kiedy żona wyjeżdża na wesele przyjaciółki. On na nie zupełnie nie chciał jechać, użył nawet fortelu, żeby się z tego wykpić, no i zostaje sam w domu – mówi Jakub Wons. Później oczywiście sytuacja się gmatwa, bo odwiedza go akwizytor, który okazał się kolegą z podstawówki. Sen wieńczący ich długie, zakrapiane wspomnienia przerwał dopiero dzwonek do drzwi. Stała za nimi pracowniczka ośrodka adopcyjnego…

– Ta sztuka w krzywym zwierciadle pokazuje to, co się dzieje w życiu. Są w niej zawarte myśli zabawne, ale jednocześnie bardzo sensowne – mówi Patrycja Szczepanowska. – Okazuje się, że wiele osób odnajduje w tym spektaklu siebie i swój związek, więc daje im to szansę na przemyślenie pewnych rzeczy – dodaje jej sceniczny partner.

Perspektywa komediowego spojrzenia na związkową walkę płci ściągnęła do ratusza około dwustu osób. W większości dobrze nastrojonych do tego, aby dowcipne kwestie aktorów komentować tak, jak tego najbardziej oczekują. – Jeżeli chodzi o spektakle komediowe, kiedy nie ma reakcji widza, to my po 10 minutach mamy ochotę się ukłonić i zejść. Wtedy jest słabo. W spektaklach dramatycznych to mniej istotne. Ważne, żeby nie szeleściły papierki i żeby nikt nie rzucał w nas drażami. I to już jest pewien sukces. Natomiast w komedii reakcja widza jest najważniejsza i jeżeli jest, potrafi ponieść, czasem nawet za daleko – żartuje Jakub Wons. – Oj tak, czasami to latamy, latamy, bo publiczność szaleje – uśmiecha się pani Patrycja.

Czemu zatem na ratuszowej scenie „importowane” sztuki teatralne goszczą dosyć rzadko? Powód jest prosty: z frekwencyjnego punktu widzenia to jednak wciąż przedsięwzięcia obarczone sporym ryzykiem. Z pewnością większym niż występ kabaretu lub koncert. – Sztuki teatralne, zarówno te z najwyższej półki, jak też te dobre, ale mniej rozpoznawalne, cieszą się dużym powodzeniem, ale pod warunkiem, że te propozycje są umiejętnie rozsiane w kalendarzu – tłumaczy Andrzej Sobierajski, dyr. Miejskiego Ośrodka Kultury w Legionowie. Grunt, żeby – podlewane łzami ze śmiechu – przynosiły obfite plony. Tak jak w sobotę: i organizatorom, i widzom.

Poprzedni artykułPył radoaktywny *
Następny artykułKrew na gali
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.