Mało istotne jest to, jaki człowiek wybierze sobie zawód – grunt, żeby nie sprawiał mu zawodu. To jasne. A jeśli ktoś coś potrafi i daje radę, nawet mocno prawdopodobne. Ale nie o tym chcę dziś przynudzać. Dojrzałem mianowicie do momentu, aby wyrzucić z siebie gorycz spowodowaną faktem, że uprawiam profesje, z których nic konkretnego nie wynika. Przynajmniej nic, czego można by dotknąć, zobaczyć; co zmienia i kształtuje otaczającą przestrzeń. Ręce takiego np. stolarza czy piekarza dzień w dzień tworzą rzeczy, bez których trudno wyobrazić sobie rzeczy-wistość. To nic, że jeden dba o to, na czym sadzamy tyłki, drugi zaś – via przewód pokarmowy – wypełnia je co jakiś czas treścią. Obaj, korzystając ze zbioru składników i umiejętności, nadają im nową formę i mają prawo czerpać z tej aktywności olbrzymią radochę. Oni też, tak samo jak inni „rzeczownicy”, mogą mieć nadzieję, że kiedy już nasza cywilizacja popełni sepuku i przysypie ją popromienny pył, ich dzieła ktoś kiedyś wykopie i umieści w muzeum. Nawet jeśli trafi mu się nocnik albo skamieniała pasta do butów.

A dziennikarz, muzyk, akwizytor czy ochroniarz? Cóż, oni profesjonalne żywoty mają bezowocne na maksa. No tak, powie ktoś, dwaj pierwsi specjaliści jednak coś tam produkują, choćby zadrukowane kawałki papieru i srebrne krążki z dźwiękami. Tyle że to tylko techniczne papierki, w które – celem rozpowszechnienia – zawija się to, co spłodzili autorzy intelektualnego potomstwa. Ono samo zaś pozostaje ulotne i bezbronne w konfrontacji z tak namacalnymi dobrami jak kebab czy kosiarka do trawy. Owszem, na przestrzeni dziejów muzyka i słowo wielokrotnie stawały się motorem postępu, popychając jednostki do czynienia rzeczy wielkich, bądź – zapewne znacznie częściej – podłych i godnych potępienia. Lecz to motor właśnie, w swej dosłownej, a nie metaforycznej postaci, uruchamiał zmiany i wrzucał ludzkości wyższy bieg. Co tu gadać, przedmioty rządzą!

Pechowcy parający się niematerialnym fachem mają jedną (na szczęście prostą i wygodną) drogę, która wiedzie do zostania autorem czegoś konkretnego. Pod dwoma wszakże warunkami: muszą dobrać się w mieszane pary, a później do końca jechać bez żadnych zahamowań. Z tym że nawet ta metoda bywa niekiedy zawodna.  

Poprzedni artykułŚmierć w płomieniach
Następny artykułMarsz przeciw nowotworom
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.