W trakcie kampanii wyborczej należy wyjątkowo ważyć słowa. We wtorek przekonał się o tym Roman Smogorzewski, którego – w trybie wyborczym, a więc ekspresowym – zaciągnął przed oblicze Temidy jego rywal w walce o urząd prezydenta Legionowa, Konrad Michalski. Zaciągnął i pierwszą rundę tego pojedynku jednogłośnie przegrał.

Miejski radny i KW Prawo i Sprawiedliwość poczuli się trafieni werbalnym ciosem  prezydenta, który wyprowadził podczas wywiadu dla „Miejscowej”, zamieszczonego w relacji z rozpoczęcia jego kampanii. A konkretnie fragmentem: „(…) główna, największa w Polsce partia opozycyjna tak rejestrowała swoich ludzi, że nie umiała tego zrobić. I na razie w ogóle nie może zarejestrować kandydata na prezydenta”. Konrad Michalski wskazał na naruszenie swoich dóbr osobistych, skutkujących „utratą ewentualnego poparcia”. W ramach rekompensaty domagał się m.in. sprostowania oraz przeprosin. Kłopot w tym, że w dniu walki nawet nie wszedł do ringu.

W warszawskim sądzie okręgowym naprzeciwko Romana Smogorzewskiego stanęła pełnomocniczka drugiej strony. I to nie na długo, gdyż wskutek braku wymaganych uprawnień, sędzia tę funkcję wybił jej z głowy. Siłą rzeczy (i argumentów) samo starcie też trwało krótko. Jednogłośne zwycięstwo przyznano pozwanemu. – W uzasadnieniu sąd stwierdził, że żadne dobra osobiste nie zostały naruszone. Przyznał ponadto, że polityk ma prawo do oceny. Jak nie ma co powiedzieć ludziom, trzeba się ogrzać w cieple prezydenta, najlepiej pozywając go do sądu. Nie kosztuje to absolutnie nic, a pokazuje kontrkandydata w nieciekawym świetle. To brudna, wyborcza gra – komentuje Roman Smogorzewski. Tak czy owak, póki co prezydent wyszedł z niej na czysto.