Drogą do mistrzostwa świata podążył, jak to często bywa, przypadkowo. Będąc zapalonym fotografem, Paweł Kozarzewski, mieszkaniec Zalesia Borowego w gminie Serock, chciał poszerzyć swe zdjęciowe horyzonty. Stąd za namową kolegi dwa lata temu zapisał się na kurs dla pilotów paralotni. I nawet przez chwilę tego później nie żałował.

– Fajne jest to, że to dyscyplina bardzo mobilna. Gdziekolwiek jadę: na Mazury, nad morze czy w góry, mogę wszystko spakować do samochodu i zabrać. Nie trzeba mieć żadnych zezwoleń, żeby wylądować. Wystarczy kawałek łąki – mówi Paweł Kozarzewski. Kiedy do paralotni 28-letni informatyk „dołożył” silnik, nowe hobby spodobało mu się jeszcze bardziej. W końcu wcześniej startował w wyścigach motocyklowych, a w powietrzu też można pędzić ponad setką.

Dlatego rekreacyjne skrzydło szybko zamienił na sportowe i wziął udział w pierwszych zawodach. – A później już było z górki. 2013 rok to mocniejszy silnik, nowe skrzydło i pierwsze mistrzostwa Polski. Tak naprawdę byłem bardzo zadowolony ze swego debiutu, ponieważ w klasycznych mistrzostwach zająłem szóste miejsce, a w slalomowych ósme – opowiada pilot. Zaskakujący bonus stanowiło powołanie do kadry narodowej. Dzięki niemu we wrześniu ubiegłego roku Paweł Kozarzewski wystartował w slalomowych mistrzostwach świata. – Pojechaliśmy do Francji, no i wróciliśmy ze wszystkimi złotymi medalami. Ja przywiozłem złoto w sztafecie oraz drużynowe. No i pochłonęło mnie to jeszcze bardziej – przyznaje mistrz.

Teraz mieszkaniec powiatu legionowskiego celuje w sukcesy indywidualne. Świetną do tego okazją będą przyszłoroczne mistrzostwa świata w Legnicy. W tak zwanym międzyczasie na różne sposoby propaguje swój sport – elitarny, choć nie tylko dla elit. – Latać może każdy. Są piloci, którzy mają 77 lat i tak jak ja dźwigają napęd na plecach, biegają, latają i się tym cieszą. Zaczynać da się stosunkowo wcześnie, bo na kurs można iść w granicach 14–16 roku życia, a następnie zdać egzamin i zdobyć świadectwo kwalifikacji pilota paralotni. Później można już latać samemu – mówi pan Paweł. Koszt kursu to około 3 tys. zł. Później trzeba jeszcze dołożyć kilka lub nawet kilkanaście tysięcy złotych na sprzęt. Nawiasem mówiąc, jeden z najlepszych powstaje właśnie w Polsce. Jak podkreśla podwójny mistrz świata, latanie para- i motoparalotnią jest bardzo bezpieczne. Także w duecie, co zresztą dziennikarz „Miejscowej” na własnej skórze sprawdził i potwierdza.

Wspominając swój debiut w powietrzu, Paweł Kozarzewski ostrzega, że jego lotnicza pasja działa jak narkotyk. Choć oczywiście nie szkodzi. – Kiedy miałem jeszcze motocykl, zakładałem, że do końca sezonu nim pojeżdżę, a w zimę zrobię uprawnienia silnikowe, sprzedam go i kupię sprzęt do latania. Po pierwszym locie wróciłem do domu i od razu wystawiłem motocykl na Allegro, bo głód latania był po prostu większy. To coś niesamowitego i naprawdę uzależnia. Nie mam innych nałogów, więc moim nałogiem jest latanie – uśmiecha się zawodnik. Dzięki posiadaniu sprzętu do lotów tandemowych, Paweł Kozarzewski może i chętnie wszystkich w ten nałóg wciąga. Za drobną opłatą zapewniając wrażenia bez dwóch zdań odlotowe.