W trakcie wrześniowej sesji powiatowi radni wiele uwagi poświęcili kwestiom zatrudnienia. Przyczynkiem do dyskusji było sprawozdanie urzędu pracy z działalności za ubiegły rok i raport o bieżącym stanie lokalnego bezrobocia. Zgodnie z oczekiwaniami, ten pierwszy dokument nie napawał optymizmem.

– Najwyższą stopę bezrobocia odnotowaliśmy w lutym, marcu i kwietniu. Wynosiła ona 16,6 proc. Średnia liczba osób zarejestrowanych w tym czasie w urzędzie wynosiła 5056 osób – powiedziała Elżbieta Szczepańska, dyr. Powiatowego Urzędu Pracy w Legionowie. Większość z nich, bo aż 88 proc., może mieć (i najczęściej miewa) trudności ze sprostaniem wymaganiom pracodawców.

– Do tych osób należą ludzie bez wykształcenia średniego, doświadczenia zawodowego, osoby długotrwale bezrobotne, powyżej 50. roku życia oraz osoby bez kwalifikacji zawodowych – dodała dyrektorka. Przedstawione przez Elżbietę Szczepańską dane wzbudziły wątpliwości Szymona Rosiaka. Według przewodniczącego rady (i zarazem prezesa legionowskiej SMLW) spora część klientów PUP jest nimi z wyboru. – Jeżeli ja szukam pracownika, a jedynym kryterium jest chęć do pracy, i ciężko kogoś znaleźć, to biorąc pod uwagę ten wskaźnik liczby bezrobotnych, ja w to nie wierzę.

Jeden z magnesów przyciągających ludzi do tzw. pośredniaka jest od lat znany. To opłacana przez PUP składka na ubezpieczenie zdrowotne. Demotywująco, zdaniem części radnych, działają też oferowane przez urząd programy aktywizacyjne. – Odnoszę wrażenie, że tworzenie wszelkiego rodzaju zorganizowanych form pomocy, kumulowanie ludzi, którzy są trwale bezrobotni, w jedną grupę i uczenie ich czegoś, przynosi absolutnie odwrotny skutek – powiedział Szymon Rosiak. – Ci ludzie wychowują kolejne pokolenie, które – jeśli im tego zaklętego kręgu niemożności nie przerwiemy – będzie powielało zachowania rodziców. Zważywszy na to, że zwykle w tych środowiskach rodzi się więcej dzieci, mamy do czynienia z tendencją, w której coraz większa część naszej społeczności będzie uzależniona od pomocy socjalnej. W jakimś momencie trzeba to przerwać – przestrzegał starosta Jan Grabiec. Zamiast rozdawania bezrobotnym ryb, samorządowcy proponują pobudzające wędki. – Nie uczyć ich, jak pracować, tylko skierować do dobrze zorganizowanego zakładu pracy i tak go subsydiować, żeby zakład był zmotywowany i nauczył tego samego pracownika – radził szef rady. – Subsydiowanie miejsc pracy dla bezrobotnych ma swoje plusy, ale i minusy. Bo w tym momencie pracodawca będzie szukał tego, który jest na bezrobociu, ponieważ dzięki niemu uzyska dodatkowe źródło finansowania swego biznesu – przestrzegał z kolei radny Mirosław Kado.

Sporo mówiono w czwartek o receptach, pojawiały się też diagnozy. – Najgorszym problemem bezrobotnych jest brak świadomości, jak pracy poszukiwać, jak ją sobie organizować i jak korzystać z ofert – oceniła Iwona Górska. Stąd m.in. Zmiany zachodzące ostatnio w urzędach pracy. Skorzystają na nich, także finansowo, przede wszystkim ich klienci. – Osoba bezrobotna będzie spotykała się z doradcą, który poprosi ją o przybycie do urzędu dopiero w momencie, kiedy będzie dla niego jakaś konkretna propozycja pracy, szkolenia lub jakaś forma pomocy, którą wypracują wspólnie. To już nie będzie co miesiąc, a być może co trzy, cztery – zapowiedziała dyr. Szczepańska.

Na koniec sierpnia w rejestrach legionowskiego urzędu pracy widniało 4880 osób. Stopa bezrobocia w powiecie wciąż o kilka punktów procentowych przewyższa mazowiecką średnią.