Jubileuszowa edycja Legionowskiego Festiwalu Muzyki Kameralnej i Organowej dobiegła końca razem z wakacjami. W niedzielę dla prawie setki melomanów zagrali organista Jan Mroczek i skrzypaczka Aleksandra Szwejkowska – Belica, wyczarowując im w kościele pw. Świętego Ducha kolejną porcję wspaniałych dźwiękowych pejzaży.

O ile przed tygodniem uczennica prof. Wandy Wiłkomirskiej, wystąpiła w Legionowie w trybie nieco awaryjnym, tym razem wszystko odbyło się już zgodnie z planem. – Koncert zawiera program przekrojowy, tak więc usłyszymy zarówno utwory barokowe, romantyczne, jak i te z pogranicza romantyzmu – zapowiada męska część niedzielnego duetu, miłośnik organowej muzyki francuskiej.

Rozpoczął, jak na organową imprezę przystało, Jan Mroczek. Częstochowski instrumentalista i pedagog zaprezentował Fugę G-dur Jana Sebastiana Bacha. Z trudnym, gęsto usianym nutami dziełem poradził sobie nieźle, choć po drodze kilka z nich spłatało mu figla. Ale gdy gra się utwory muzycznego geniusza, takie ryzyko zawsze istnieje.

W duecie artyści wykonali najpierw kompozycję, która zabrzmiała na inauguracji tegorocznej imprezy. Dzięki temu słuchacze mogli porównać, jak Bachowski Koncert skrzypcowy a-moll „ugryźli” Konstanty Andrzej Kulka i Aleksandra Szwejkowska–Belica. Potwierdziło się, że same nuty muzyki nie czynią. Cytując klasyka, najważniejsze jest to, co znajduje się pomiędzy nimi. Krótko mówiąc, interpretacja. – Brzmienie organów jest bardziej masywne, donośne i nietrudno jest im skrzypce zagłuszyć. Ale właśnie na tym polega kameralna współpraca, aby i jeden, i drugi instrument mógł się pięknie pokazać – mówi skrzypaczka. – Tym bardziej, że repertuar, który wykonujemy wspólnie, był pisany z myślą o skrzypcach jako głosie solowym na tle orkiestry – dodaje Jan Mroczek.

Ostatni koncert dziesiątej odsłony LFMKiO skłaniał do podsumowań. W opinii jego artystycznego szefa był godny swej pierwszej „okrągłej” rocznicy. – Jestem bardzo zadowolony z tej edycji. Myślę, że urosła ona nawet troszeczkę ponad stan względem poprzedniego roku. Dziesiąte urodziny, co mnie bardzo cieszy, mamy w każdym razie za sobą. Mam nadzieję, że stopniowo będziemy dochodzić do piętnastych i dwudziestych – uśmiecha się Jan Bokszczanin. Wiele zależy tu od hojności mecenasów imprezy. Dla zachęty jej dyrektor postara się uczynić z niej magnes dla większej liczby miłośników szlachetnych dźwięków. – Myślę, że formuła pozostanie mniej więcej podobna, chociaż  chciałbym urozmaicić program o elementy trochę bardziej wystrzałowe, żeby więcej osób zachęcić do przychodzenia na koncerty. Publiczność stałą mamy, ale nie zaszkodzi powalczyć o kolejne dusze – dodaje legionowski organista. Środkiem do osiągnięcia tego celu mają być większe składy instrumentalne i jeszcze bardziej znane nazwiska. Zwłaszcza ludziom mniej obeznanym z muzyczną „powagą”.