Pod każdym względem było to wydarzenie, jakiego Legionowski Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej dotąd nie widział. A tym bardziej nie słyszał. W sobotę, kończąc tournee po Polsce, zawitała do miasta Orkiestra Bałałajkowa Państwowego Uniwersytetu Kultury i Sztuki z Mińska. I przez blisko godzinę grała jak z nut!

Chociaż próżno było w 40-osobowej ekipie z Białorusi szukać organisty, konferansjer legionowskiej imprezy sądzi, że zespół pasował do niej jak ulał. – Nie powinniśmy tego rodzaju muzyki, uprawianej przez dużą grupę ludzi używających instrumentów dla nas egzotycznych, traktować tylko i wyłącznie jako muzykę ludową. Ich historia jest bardzo długa. Przywędrowały one z Dalekiego Wschodu i poprzez Wielką Rosję docierały do takich krajów jak Ukraina czy Białoruś – mówi Wojciech Włodarczyk. Docierały i jak widać, osiadły tam na stałe.

Sądząc ze słów szefa uniwersyteckiej orkiestry, na Białorusi młodzież wciąż chętnie sięga po instrumenty ludowe. Zwłaszcza, że ten wśród nich najpopularniejszy posiada kilka muzycznych twarzy. – Bałałajka jest dobrze znana i cieszy się u nas zainteresowaniem. W orkiestrze mamy całą rodzinę bałałajek. Są wśród nich: bałałajka prima, bałałajka sekunda, bałałajka alt i większa od niej – bałałajka kontrabas – wylicza  Sergiusz Owodok. Na swój ostatni koncert w Polsce białoruscy muzycy przygotowali dziewięć utworów. Czyli tylko kroplę w morzu czterdziestoletniego dorobku orkiestry. – Mamy w repertuarze o wiele więcej, bo około 50-60 utworów. Każdego roku zmieniamy program, uzupełniamy go o nowe, zaaranżowane i zinstrumentalizowane przez siebie utwory bazujące na białoruskim folklorze. Staramy się wydobywać z tych instrumentów to, co w nich najlepszego, aby brzmiały pięknie i dźwięcznie – dodaje wielokrotny laureat konkursów zespołów orkiestrowych.

Kiedy od słów jego podopieczni przeszli do czynów, już pierwsze dźwięki potwierdziły świetną opinię o wschodniej edukacji muzycznej. Instrumentaliści – dzierżyli oni w swych sprawnych dłoniach także akordeony, flet, klarnet, gitarę basową oraz instrumenty klawiszowe i perkusyjne – wprawnie żonglowali barwą i dynamiką, w szybkich utworach nie dając się zwieść na rytmiczne manowce płatającej figle kościelnej akustyce. Nader licznie zgromadzona publiczność mogła bez trudu usłyszeć każdy niuans artykulacyjny, a momentami także ciche partie wokalne. Szybko upadł pokutujący czasem nad Wisłą mit traktujący bałałajki – głównie z racji ich rozmiaru – jako coś w rodzaju muzycznych zabawek. Nic bardziej mylnego. – Wbrew pozorom wcale nie jest łatwiej grać na bałałajce niż np. na skrzypcach. Wymaga to wielkiego mistrzostwa i dbałości o artystyczny efekt – podkreśla Wojciech Włodarczyk.

Trzeci tegoroczny koncert w kościele pw. Świętego Ducha słuchacze przyjęli wręcz entuzjastycznie. Dość powiedzieć, że więcej niż raz oklaskiwali artystów na stojąco. Jak zatem widać, Legionowski Festiwal Muzyki Kameralnej i Organowej śmiało może czasem skręcić w stronę instrumentów lżejszej wagi. Bez obawy, że melomani uznają to za przeciąganie struny.