Właściwie, jako niememu świadkowi prawie całej sesji rady powiatu, należałoby mi współczuć. Wszyscy wiemy, że są ciekawsze zajęcia. A jednak intelektualna podróż z samorządowcami debatującymi o lokalnej komunikacji, zwłaszcza przy udziale jej realizatorów, była chwilami odjazdowym zajęciem. Owszem, gdyby na salę dowieziono też pasażerów, emocje byłyby większe, na miarę speedowej przejażdżki z Sandrą Bullock. Ale i tak miło posłuchać i podpatrzeć, jak z koktajlu autobusów, tras, składów i rozkładów jazdy mistrzowie ubijają polityczną pianę. To pociąg-ające. Inna sprawa, że osobnik z komunikacyjną empatią wielkości ikarusa łatwo może zaliczyć doła. Bo pod wozem jadą tu interesy biednych klientów, którzy desperacko, acz bezskutecznie walczą o przerzucanie ich bezpośrednio spod drzwi chałupy za firmowe biurko, na wozie zaś odszczekujący im się źli przewoźnicy, niechętni do kręcenia się wszystkimi ulicami Legionowa i powiatu, a w dodatku (to dopiero szczyt arogancji!) kierujący się rachunkiem ekonomicznym. Czyżby nikt im nie powiedział, że klient nasz pan?

Dawniej, w komunikacji za komuny, było inaczej. Wtedy rządził pan kierowca, motorniczy lub inny maszynista, i nikomu nawet nie przyszło do łba sprowadzać ich z tej drogi. Spóźnił się? Widać musiał. Olał jakiś przystanek? Pewnie był załadowany. A że następny kurs dopiero nazajutrz… Cóż, można przecież próbować złapać okazję. Taki na przykład mój wuj, zamieszkując wieś, w której szoferzy PKS-u po hamulcach dawali z rzadka, najczęściej podróżował do pracy rowerem. W zgranej kompanii kierownicy, ramy, siodełka i dwóch nakręcających go pedałów doginał bez względu na aurę przez niemal 50 lat, 50 km w obie strony. I nie narzekał. Współczesny pasażer pomyśli: biedny człek, teraz miałby lepiej. Tylko czy aby pomyśli słusznie? Z ciągłym przewożeniem zadka oraz innymi ułatwiającymi życie wynalazkami wiąże się bowiem jeden z większych paradoksów naszych czasów. Skoro wszystko robimy szybciej albo harują za nas maszyny, to czemu mamy coraz mniej czasu?! Dla siebie, innych, i w ogóle – na życie. Jeśli tak ma wyglądać rozwój, chyba czas wreszcie go zatrzymać. Rozumiany w ten sposób postęp to podstęp. Z całodobowym biletem na pośpiech daleko już w takim tempie nie zajedziemy.

Poprzedni artykułCzary-mary i gitary
Następny artykułBiznes do ambasadora
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.