Nawet jeśli ratuszowa sala widowiskowa doczeka się wkrótce klimatyzacji, klimatu – z racji jej solidnych wymiarów – nie będzie tam nigdy. Dlatego organizatorzy dwóch koncertów pod hasłem Dżezi Jazz postanowili wrócić tam, gdzie muzycznych fluidów zawsze jest pod dostatkiem. I na weekend z improwizacją zaprosili ludzi do Miejskiego Ośrodka Kultury.

Atmosfera atmosferą, ale sale takie jak ta przy ul. Norwida 10, dają też gwarancję, że nawet jeśli na koncert przyjdzie garstka osób, i tak nie będą świeciły pustkami. A to pomaga bardziej błyszczeć wykonawcom. – Zawsze takie małe sale mają swój klimat. Tak jak kiedyś, za dawnych lat było w MOK-u, kiedy występowała tu cała plejada polskiego jazzu i nie tylko. To były takie klubowe klimaty, gdzie jeden o drugiego się ocierał, gdzie tę muzykę można było prawie dotknąć. I to było piękne – mówi Mikołaj Madejak, współorganizator imprezy.{mp4}80414jazz|512|384|{/mp4}

– Nazwaliśmy ją Dżezi Jazz. To jakby zasygnalizowanie, że zaprosiliśmy na nią muzyków jazzowych, ale pojawią się również dźwięki z okolic jazzu, a w zasadzie bardziej nawet bluesa – dodaje Andrzej Sobierajski, dyr. Miejskiego Ośrodka Kultury w Legionowie. Głównie za sprawą rozpoczynającej piątkowy koncert formacji M.A.J. Trio Akustyczne. Korzystając z lokalnego zaciągu wykonawczego, przy życzliwym wsparciu licznie zgromadzonych słuchaczy potwierdziła ona, że i bez głośnej gitarowej „elektryki” można dać bluesowego czadu.

W ostatniej piosence legionowskie trio wspomógł kolejny mieszkaniec miasta, Krzysztof Ścierański. Faktem, że czołowy polski basista zrobił to na gitarze, część słuchaczy była zapewne zdziwiona. Samemu artyście dwie struny więcej różnicy nie robią. – Muszę powiedzieć, że zaczynałem swoją działalność muzyczną od sześciostrunowej gitary akustycznej. Poznałem pierwsze akordy i później grałem. Miałem nawet czerwoną elektryczna jolanę z czarna płytką, która przypominała troszeczkę stratocastera (jeden z pierwszych i najpopularniejszy model gitary elektrycznej produkowanej przez amerykańską firmę Fender – red.). Dopiero w momencie, kiedy w zespole mojego brata, Pawła, zabrakło basisty, zaprosił mnie do współpracy. I od tego czasu grałem już na basie, czyli jak gdyby przypadek – wyjazd kolegi za granicę – sprawił, że zająłem się gitarą basową. Czego właściwie nie żałuję – mówi instrumentalista. I oczywiście, mając na uwadze wysoką klasę produkowanych przez muzyka niskich dźwięków, trudno się dziwić. Tak czy owak, dzięki płycie „Night Lakes” wrócił niedawno do gitarowych źródeł. W piątek Krzysztof Ścierański ruszył do „wioseł” w towarzystwie młodszego syna, Marcina, który akompaniował mu na perkusji. A później przez kilkadziesiąt minut robił głównie to, za co fani od lat go cenią – improwizował. – Jeżeli będę potrzebny jako gitarzysta, będę miał pomysły i chęci, wtedy z pewnością będę to kontynuował. Poza tym, gitara solowa ma tyle wspaniałych zalet, które zawsze lubiłem i chciałem na niej grać. Warto czasami wrócić do swoich marzeń – uważa muzyk.

Drugiego dnia podczas legionowskiego Dżezi Jazzu wystąpili ekipa basisty Marcina Pendowskiego oraz Trio Witolda Janiaka. 

Poprzedni artykułPetenci od małego
Następny artykułDzień otwarty
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.