Gdzie Rzym, to Polacy kojarzą od dawna: najpierw za sprawą Mickiewiczowskiej ballady z diabelską karczmą w tle, później zaś dzięki papieżowi, który odmienił oblicze ziemi. Tej ziemi. Gorzej było z orientacją, gdzie Krym. W końcu nie każdy musiał słyszeć o jałtańskim knuciu wujka Józka, że o Tatarach nie wspomnę. Teraz sytuacja uległa zmianie. Również poniekąd dzięki czarciemu nasieniu, które zdaniem dużej części cywilizowanego świata stało za poczęciem Władimira P. W tym miejscu nadmienię, że ja z istnienia owego półwyspu zdałem sobie sprawę ciut wcześniej.
    Wszystko zaczęło się ponad dwie dekady temu, za czasów, gdy polscy budowlańcy jeździli do Kraju Rad i stroili tam priekrasne zawody. Czytaj: stawiali fabryki. Jednym z nich był mój (r)uroczy wuj-hydraulik, znany głównie z czci, na jaką godził i jaką chętnie oddawał poznanym paniom. W kraju, i jak dowiódł w trakcie radzieckich saksów, za granicą. Jedna z nich, bodaj Irina, musiała chyba wyjątkowo cenić jego godne wirtuoza popisy kluczem francuskim, gdyż ich mieżdunarodnaja drużba trwała jeszcze długo po zakończeniu kontraktu. Aby nie rdzewiała, kochankowie często się widywali. On śmigał na Krym, Irka z kolei nawiedzała obszerne wujkowe M-6 na Mazowszu. Dzięki dużemu metrażowi nawet nie za bardzo wchodząc w drogę jego małżonce.
    I tu w tej historii pojawiam się ja, prawie dwudziestoletni kuzyn, któremu krewny chciał pokazać słoneczną stronę życia, zabierając go do nowej cioci i jej doćki, wystrzałowej ponoć niczym salwa z „Aurory”. Nad propozycją zastanawiałem się jakąś sekundę – tyle zajęło mi ogarnięcie jej plusów. Od razu zrobiłem skarbonce świniobicie, kupiłem z pół kilo rubli, a za resztę zetów kilka par podrabianych dżinsów. Dzięki tym posunięciom swe krymskie penetracje mógłbym czynić w dostatku, zaś wyjazd i tak by mi się zwrócił. Fantastyczna perspektywa! Nic dziwnego, że nie mogłem usiedzieć na walizce, tak paliła mnie w zadek. Niestety, jakiś czas później to właśnie w niego kopnął mnie zły los. Ponieważ akurat walił się ZSRR, runęła także szansa na ekskursję. Dygresja o mym nieutulonym przez lata żalu jest chyba zbędna. Obecnie na chwilę powrócił on znowu. Jak na złość w wieku, kiedy Krym to sobie mogę najwyżej kupić. Na zmarszczki.

Poprzedni artykułRomantyzm dźwięku i obrazu
Następny artykułKupa radości na sportowo
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.