Kilkanaście dni temu odbyło się kolejne starcie pomiędzy prezesem SML-W a mieszkańcami bloku przy ulicy Broniewskiego 4. Tym razem w obecności sekundantów z miejskiej komisji rozwoju, których przeciwnicy powstania w ich sąsiedztwie nowego budynku poprosili o pomoc. Radni zadania się podjęli.

– Wydaje mi się, że rada miasta ma mandat, żeby być takim mediatorem. Ludzie liczą na to, że stanowisko radnych będzie pomocne w rozwiązaniu tego problemu – mówi Bogdan Kiełbasiński (NMNS). Zdaniem inicjatora zwołania specjalnego posiedzenia komisji on jest, i to duży. – Ta lokalizacja budynku tej wielkości spowoduje znaczną ingerencję w krajobraz osiedla, likwidację znaczącego pasa zieleni i miejsc parkingowych. Nowi mieszkańcy też pewnie będą chcieli skorzystać z tej przestrzeni – dodaje radny.

Na początku poniedziałkowej dyskusji głos otrzymał Szymon Rosiak. Zaczął od szerszego omówienia zasad funkcjonowania spółdzielni. Prezes podkreślił, że jej zadaniem nie jest eksploatacja i zarządzanie istniejącymi lokalami, tylko budowa nowych. Przypomniał czterdziestoletnią historię spornej działki, przekazanej SML-W w użytkowanie wieczyste. Nie sprawdziły się tam korty do tenisa, mieszkańcy nie chcieli też proponowanego przez miasto skateparku. W konsekwencji radni zmienili plan zagospodarowania przestrzennego, dopuszczając zabudowę działki. – Widzę tu daleko idącą hipokryzję. Bo z jednej strony podejmujecie państwo uchwałę i przeznaczacie ten teren pod budownictwo mieszkaniowe, w ślad za czym idą dla spółdzielców większe opłaty za użytkowanie wieczyste, po czym mówicie: nie, tam lepiej nie budować – powiedział Szymon Rosiak. Taką interpretację swych działań samorządowcy natychmiast zakwestionowali. Dostrzegając zarazem, że formalnie zapobiec budowie nie mogą. – Jeżeli prezes w swoich kalkulacjach stwierdzi, że będzie budował, to ten blok powstanie. Cudów nie ma, choćby wszyscy radni podskakiwali do tego sufitu. Bo tak stanowi prawo – przypomniał Ryszard Brański (PO). – Jeżeli sytuacja gospodarcza spółdzielni będzie taka, że będę miał wybór: albo budować ten budynek, albo podnieść czynsze, to będę dążył do budowy – zapowiedział szef SML-W.

Według wstępnych szacunków, nadwyżka przychodów nad kosztami mogłaby wynieść nawet 5 mln zł. W teorii, bo projekt nowego budynku nawet nie istnieje – są tylko koncepcje. Dla mieszkańców bloku nr 7 nie do przyjęcia. Kiedy jednak ich lider doszedł do głosu, o sednie sprawy mówił mało. Działa wymierzył głównie w prezesa. – Za lustrację, jak było napisane w sprawozdaniu zarządu spółdzielni, zapłaciliśmy w zeszłym roku 61 tys. zł. Nie ma tu jeszcze opłaty członkowskiej, czyli to wychodzi ponad sto tysięcy. Czyli ta nasza opłata za użytkowanie wieczyste to jest jedna trzecia opłat, które płacimy za związek, do którego nie ma obowiązku należeć – zwracał uwagę Jacek Jaglak, mieszkaniec budynku przy Broniewskiego 4. – Muszę państwu powiedzieć, że bardzo chętnie bym się nie poddawał lustracji. Ale ustawodawca mi nakazał: raz na trzy lata pełna lustracja, a co rok, jeśli spółdzielnia prowadzi inwestycje – ripostował prezes. Szymon Rosiak oberwał też za brak korzystania z pieniędzy zewnętrznych, spowodowany rzekomo jego zasiadaniem w radzie powiatu. – Nie dochodzi tutaj do uzyskania środków unijnych, ponieważ pan nie może ich pozyskać, będąc radnym powiatu. Środki przechodzące przez powiat nie są dostępne dla pana Rosiaka, bo wojewoda wygasi mu mandat. Są orzeczenia NSA na ten temat, państwo je chyba dobrze znacie – mówił do radnych Jacek Jaglak. – Nieprawdą jest, aby była możliwość uzyskania środków unijnych na jakąkolwiek działalność gospodarczą w mieszkaniówce w województwie mazowieckim. Nie ma żadnej kolizji interesów, gdyby te środki były dostępne, ponieważ nie decyduje o tym powiat. Decyduje o tym wyłącznie urząd marszałkowski – odrzekł przewodniczący rady powiatu.

Później do szturmu przystąpił przedstawiciel Społecznej Inicjatywy Lokalnej. Ale ponieważ strzelał argumentami nie na temat, do akcji wszedł szef komisji. – To nie jest walne zebranie członków SML-W. To nawet nie jest zebranie rady osiedla, gdzie te kwestie mogą być poruszane. Rada miasta ani komisja rozwoju nie będzie nigdy arbitrem w sporze pomiędzy spółdzielcami a zarządem spółdzielni – przywoływał do porządku Leszek Smuniewski. Zamiast atakować, Bogusław Perycz zaczął więc ostrzegać. – Uchwały o sprzedaży i zagospodarowaniu zostały zaskarżone do sądu. W tej sytuacji, gdzie jeszcze wyrok nie jest rozstrzygnięty, prosiłbym, i właściwie to jest nasza rada, żeby pan prezes zweryfikował swoje plany. – To zupełnie nie ma związku ze sprawą. Przecież my nie zamierzamy tego sprzedać. My zamierzamy budować, a tego wyście nie zaskarżyli – podkreślił Rosiak.

Skoro już mowa o skargach, te ze strony spółdzielców niektórzy uznali za spóźnione. – Wnioski do studium powinny być składane do lutego 2012 roku. Proszę się nie gniewać, ale ja obserwuję w naszym społeczeństwie coś takiego, że jak się coś zaczyna dziać, to nagle się wszyscy budzą. Ale to za późno. Należało się tym terenem interesować. Należało może działać wyprzedzająco i wystąpić do rady miasta z wnioskiem o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego – radził Ryszard Brański. – Nic nie kosztuje radnego stanięcie po stronie lokatorów – zbiera punkty. A z mojej perspektywy mam wybór, choć nie wiem czy to nastąpi, że jeżeli będzie sytuacja zagrażająca prawidłowemu funkcjonowaniu gospodarczemu spółdzielni, to czy wchodzić w tę inwestycję, czy nie – powiedział prezes SML-W. Poniedziałkowe spotkanie Komisji Rozwoju Miasta jego dylematów nie rozwiało. Każda ze stron pozostała przy swoim zdaniu i raczej trudno będzie o jego zmianę. Póki co, działka przy Broniewskiego stoi odłogiem i okoliczni mieszkańcy mają święty spokój. Czy dla nich oraz reszty członków SML-W tak jest najlepiej, to już zupełnie inna sprawa.