Od kilku miesięcy trwa spór pomiędzy zarządem spółdzielni a mieszkańcami bloku nr 7 przy ul. Broniewskiego. Chodzi o plany budowy w ich niedalekim sąsiedztwie kolejnego budynku wielorodzinnego. W poniedziałek (4 listopada) protestujący zjawili się na posiedzeniu rady osiedla Jagiellońska.

W czerwcu tego roku Walne Zgromadzenie członków SML-W wyraziło zgodę na sprzedaż spornej nieruchomości. Zarząd SML-W zdecydował jednak, że działki nie sprzeda, tylko w nią zainwestuje.

– Gdy ją sprzedamy to przestaniemy panować nad tym co tam powstanie. Może zostać wybudowany brzydki, wielki budynek. Będzie oczywiście zgodny z planem zagospodarowania, ale może uprzykrzać życie mieszkańcom zdecydowanie bardziej niż nasza inwestycja – mówi Szymon Rosiak, prezes SML-W. A chodzi o budowę budynku wielorodzinnego. Będzie on miał taką samą szerokość i długość jak blok numer siedem. W swoim najszerszym punkcie zostanie od niego odsunięty o prawie 27 metrów. Zdaniem prezesa, to wystarczy, aby mieszkańcy siódemki nie odczuli zbyt dużego dyskomfortu związanego z jego obecnością. – Widok będzie ograniczony, ale nie będzie szpetny. Będzie on na nowy budynek, który moim zdaniem zostanie ładnie zaprojektowany i zagospodarowany. Między tymi budynkami jest przewidziane miejsce spokoju i wypoczynku. Jeśli więc chodzi ten aspekt, to moim zdaniem sytuacja nawet się poprawi – dodaje prezes.

Mieszkańcy bloku nr 7 nie chcą jednak słyszeć o żadnej inwestycji mieszkaniowej. – Generalnie jest zagrożenie takie, że prawie pod samymi oknami będziemy mieli budynek . Problemem będą także miejsca parkingowe. Tam w okolicy są dwa przedszkola i szkoła. Już teraz nie ma gdzie postawić samochodu. Gdy ten blok powstanie, nasza sytuacja bardzo się pogorszy – mówi Jacek Jaglak, mieszkaniec bloku nr 7. W poniedziałek (4 listopada) silna reprezentacja protestujących pojawiła się na zebraniu rady osiedla Jagiellońska. Towarzyszyli im dwaj wspierający ich miejscy radni: Bogdan Kiełbasiński i Artur Żuchowski. Protestujący chcieli zainteresować tym tematem osiedlowych radnych, poznać ich opinie i poprosić o mediację z zarządem. – To co możemy zrobić i to o co powinniśmy prosić Radę Osiedla, to abyście państwo jako nasi przedstawiciele apelowali do prezesa, aby nie wykonał uchwały która została przez państwa podjęta – mówił Artur Żuchowski. A to dlatego, że do biura rady miasta wpłynął wniosek o zmianę planu zagospodarowania przestrzennego, w części dotyczącej spornej działki. Jej obecnie przeznaczenie to budownictwo mieszkaniowe. Protestujący chcieliby, aby w tym miejscu powstał teren rekreacyjny. – Na sesji rady ten wniosek został przedstawiony i przegłosowany. Sprawa została skierowana do komisji rozwoju miasta, która merytorycznie zajmuje się takimi zagadnieniami – mówi Bogdan Kiełbasiński.

Zmiana planu zagospodarowania przestrzennego może jednak potrwać nawet dwa lata. Zresztą sporna nieruchomość pełniła już w przeszłości taką właśnie funkcję. Jej przeznaczenie zostało zmienione ze względu na … protesty mieszkańców bloku nr 7.  – Jak tam był kort tenisowy i stoły pingpongowe, to wiecznie były głosy aby je zlikwidować. W końcu to więc zrobiliśmy. Później  miasto zaproponowało, aby stworzyć tam plac zabaw. Mieszkańcy również i temu byli zdecydowanie przeciwni. W związku z tym w planie zagospodarowania przestrzennego ten teren przeznaczono na mieszkaniówkę. I my nic innego tam nie robimy – mówi Szymon Rosiak. Zdaniem protestujących, zarząd developerką zajmować się jednak nie powinien. – Mieszkańcy innych bloków skarżą się na brak remontów i dociepleń. My nie odczuwamy pozytywnych skutków tej działalności developerskiej i tego, że ma to jakiś wpływ na nas jako na spółdzielców – mówi Jacek Jaglak. Liczby zdają się jednak temu przeczyć. W tym roku na remonty i bieżące utrzymanie budynków spółdzielnia wydała prawie 14 milionów złotych. Odpis na fundusz remontowy to tylko sześć milionów złotych. Różnica została pokryta między innymi z działalności developerskiej spółdzielni. – My żeby funkcjonować i jednocześnie nie podnosić czynszów, musimy gdzieś budować. Oczywiście inwestujemy w Jabłonnie, ale tam w porównaniu z Legionowem zyskowność jest dużo niższa. Od nas oczekuje się, abyśmy nie budowali nowych bloków, robili jak najwięcej remontów i broń Boże nie podnosili czynszu. Ale tak się nie da – tłumaczy prezes.

Wydaje się, że w takiej sytuacji o porozumienie będzie trudno. Nie jest ono jednak wykluczone. – Musimy teraz ważyć co uwzględniać, czy interes ogólny wszystkich członków spółdzielni, czy interes protestujących. Chcielibyśmy i jedno i drugie. To jest jednak trudne – dodaje Szymon Rosiak. A czy niemożliwe, to się dopiero okaże. Wiadomo na pewno, że inwestycja prędko nie ruszy. Nie ma bowiem jeszcze ani projektu nowego budynku, ani niezbędnych uzgodnień i pozwoleń.