Gminne zmagania z powstającym na jej terenie sklepem sieci Lidl przypominały trochę zachowania nieśmiałej dziewicy: w Jabłonnie i nowy market bardzo chciano, i trochę się go obawiano. Teraz to już historia. W czwartek nastąpiło jego oficjalne otwarcie, co klienci przyjęli z otwartymi rękami.

Atmosfera wokół kolejnej w gminie wielkopowierzchniowej świątyni handlu zagęściła się po protestach okolicznych mieszkańców, zaniepokojonych perspektywą sąsiadowania z detalicznym molochem. Na początek oberwało się staroście, któremu przeciwnicy Lidla zarzucali nieskorzystanie z ich opinii i pochopne wydanie pozwolenia na budowę.

Jan Grabiec, mając za sobą obowiązujące przepisy, argumentował, że w przypadku tego typu obiektu mieszkańcy nie mogą być stroną w sprawie, a poza tym niech „podziękują” gminnym radnym, bo to oni, zmieniając przed dwoma laty plan zagospodarowania przestrzennego, zachęcili Lidla do inwestycji. Za słownymi przepychankami poszły konkretne, czyniące zadość żądaniom oponentów, działania jabłonowskich urzędników. Koniec końców niemiecka firma, zdziwiona tym, że jedną ręką gmina ją odpycha, a drugą mocno przyciąga, złożyła odwołanie do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. I spokojnie robiła swoje.

Taktyka okazała się słuszna, gdyż budowa sklepu szczęśliwie dobiegła końca, a na jego okraszone kulinarnymi atrakcjami otwarcie, z Jabłonny, ale i Legionowa waliły tłumy klientów. Dużo promocji, długie kolejki – póki co, wszyscy są zadowoleni. Również, jak nam się wydaje, gminni włodarze. Nie może być inaczej, skoro podczas sklepowej inauguracji (jak nam życzliwie doniesiono) wytrwale integrowali się z jego kierownictwem na zapleczu. I słusznie, wszak nie od dziś wiadomo, że pańskie oko tuczy. Nie tylko konia.

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.