„Drogówka”, jako mocny film demaskujący gliniarzy w białych czapkach, skłaniał raczej do głębokiej refleksji niż do śmiechu. Krótkometrażówka nakręcona o nich przez anonimowego realizatora spod Bytowa sprawiła, że od kilku dni z (nie)dzielnych funkcjonariuszy rechocze, jak zgrabnie ujął to zjawisko szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, połowa Polandii. Co różni te dwa obrazy? Właściwie wszystko, na czele z fabularną fikcją zestawioną z bolesnym dokumentalnym realizmem. Ale jest też co najmniej jeden element wspólny – obydwa dzieła traktują o ludzkiej słabości. Pierwszy wstrząsająco obnażył mundurową skłonność do używek i korupcji, drugi zaś pokazał słabość rozumianą dosłownie, jako nieuniknione zjawisko w przypadku starcia silniejszego ze słabszym. Gdyby mocniejsza okazała się policja, kraj piętnowałby najwyżej jej nieuzasadnioną brutalność. Cały wic polegał na tym, że podczas tego rejestrowanego telefonem koncertu grupy 2+1 podrzędny wykonawca wyszedł na lidera. Choć tak znany jak bytowski „wampir” z pewnością nigdy się nie stanie. Nie te czasy, nie te paragrafy.

Jasne, można z tej parodii skutecznego unieszkodliwienia przestępcy drwić. Można też, a nawet należy, pochylić się – dostrzegając różnicę pomiędzy specami od ruchu drogowego a antyterrorystycznymi wojocjantami ninja – nad poziomem wyszkolenia stróżów naszego bezpieczeństwa. Telewidz lub internauta z formułowaniem ocen nie mają problemów – skazują szybko i bezwzględnie. Trudniej jest, o ile ktoś tego wcześniej nie robił, wczuć się w role blondwłosej zwolenniczki dezodorantów łzawiących oraz jej gardzącego przemocą partnera. Żonglować przeciwnikiem, a następnie zamieść nim podłogę potrafią nieliczni. Głównie dlatego, że wcześniej dłuuugo ćwiczyli. Tymczasem policjanciątka obezwładniają podczas szkolenia trochę na niby. Jako udający złoczyńców pozoranci nigdy nawet nie zbliżą się do naszpikowanego stresem autentyzmu dostępnego jedynie w starciu z prawdziwym bandytą. Takie atrakcje tylko na służbie.

Duży pan z bytowskiego audi podpadł właściwie niewiele: najpierw jechał ciut za szybko, później zaś wolno robił to, czego nie wolno. Teraz za to, również w złotówkach, zapłaci. I tak miał szczęście, że trafił na fajnych gliniarzy. W kilku innych krajach zamiast gazu ich koledzy użyliby pukawki.

Poprzedni artykułBezrobotne procenty
Następny artykułNieudany start Siódemki SK Bank
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.