To z czym obecnie mamy do czynienia śmiało można nazwać inwazją dzików na Legionowo. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy powiatowy koordynator do spraw łowiectwa i gospodarki leśnej, legionowska straż miejska oraz straż pożarna interweniowała w sprawie tych zwierzaków ponad 80 razy.

Sytuacja jest wyjątkowa. Takie więc muszą też być środki, które trzeba podjąć aby ją skutecznie rozwiązać. O tym co zrobić z problemem dzików rozmawiano we wtorek (24 września) w siedzibie Nadleśnictwa Jabłonna.– Prowadzimy te działania od kilku lat i dzisiaj wiemy już jak tę sytuację rozwiązywać, ale niestety nie wszyscy chcą współpracować. Stąd to dzisiejsze spotkanie w Nadleśnictwie, bo to Lasy Państwowe, jako reprezentant skarbu państwa zarządzają terenem lasów i to one zawierają umowy z kołami łowieckimi, które prowadzą gospodarkę łowiecką. Powinny one ją jednak prowadzić racjonalnie – mówi legionowski starosta, Jan Grabiec. Czyli poza polowaniem zatroszczyć się również o to, aby dziki pozostawały w lesie a nie żerowały na terenach miejskich.

Dlatego też na spotkanie – oprócz przedstawicieli Legionowa, Jabłonny i nadleśnictwa – starosta zaprosił członków zarządu Koła Łowieckiego „Sęp”. To właśnie bowiem z ich terenu łowieckiego, dziki najczęściej wchodzą do miasta. – Możliwości rozwiązania tego problemu jest kilka. Przy zaangażowaniu samych myśliwych można zadbać o to, aby w ramach ich limitów odstrzałów, zająć się przede wszystkim dzikami żerującymi na terenie miejskim. Należałoby je zwabić do lasu i tam dokonać odpowiedniego odstrzału – mówi starosta. Myśliwi z „Sępa” już zaczęli to robić. Jak przyznali, w ciągu kilkunastu dni udało im się odstrzelić osiem z około 25 tak zwanych miejskich dzików, czyli tych żerujących na  terenie Legionowa. – Nasze działania polegają teraz przede wszystkim na zmniejszeniu ich populacji – mówi Artur Bieńkowski, członek zarządu Koła Łowieckiego „Sęp”. Zdaniem nadleśniczego Andrzeja Grzywacza, sam odstrzał może nie wystarczyć. – Tym dzikom musi zacząć być źle w mieście. Jeżeli im jest bardzo dobrze, bo się wykąpią w fontannie, dostaną dobre jedzenie i ktoś je jeszcze za uchem podrapie, to one z tego miasta nie wyjdą – mówi nadleśniczy. Jest też drugi sposób. To w lesie powinno im być lepiej niż w mieście. A to już jest zadanie kół łowieckich, z którym muszą sobie poradzić w ramach prowadzonej przez siebie gospodarki łowieckiej.   

Starosta dał kołu łowieckiemu miesiąc, aby w spokoju mogło własnymi siłami odłowić resztę miejskich dzików. Jeśli w tym czasie myśliwym się to nie uda, zapowiedział podjęcie innych działań. Z odstrzałem redukcyjnym włącznie. Oprócz tego zdecydowano też o podjęciu działań edukacyjno – informacyjnych mówiących o szkodliwości  dokarmiania dzików.

2 KOMENTARZE

  1. Mam ABSOLUTNIE DOSYĆ nocnych strzałów w Rajszewie !!!
    Trzeba było od lat nie dokarmiać dzików a potem strzelać przy znanych im paśnikach ! Można pewnie dawać środki antykoncepcyjne, jak dzikim kotom.
    To co się teraz wyprawia, jest obrzydliwe !!! To jawne morderstwa !!!
    Dziki nam, ludziom w niczym nie zagrażają. Owszem ryją nie ogrodzone trawniki ale to nie jest powód do takiego ich traktowania.
    Nie da się spać, bo na Wale strzelają !!! Ochyda i nic tego nie tłumaczy !

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.