Przeciętny konsument medialnego kleiku dezinformacyjnego wierzy w to, co widzi i słyszy. Nawet niespecjalnie się nad tym zastanawiając, przyjmuje że kluczowe polityczne decyzje zapadają w trakcie serwowanych mu na podwieczorek obrazków ze zjazdów, plenów, spotkań, konferencji i pozostałych form obcowania ludzi władzy. Utwierdzają go w tym przekonaniu ich uśmiechnięte gęby, uściski dłoni i buńczuczne zapowiedzi w stylu „czego to my wkrótce nie dokonamy”. Prawda jest inna. Dzień w dzień oglądamy tylko medialne dobranocki, które mają za zadanie uśpić czujność potencjalnych wichrzycieli i elementów wywrotowych, wątpiących w kompetencje ich panów. Realna polityka za rozgłosem nie przepada. Głównie dlatego, że jej uprawianie – podobnie jak to się ma z seksem za pieniądze – to przyjemność chwilami perwersyjna, lubieżna, dwuznaczna moralnie, stymulowana płynnymi afrodyzjakami, pozwalającymi stanąć na wysokości zadania. Innymi słowy, się dogadać.

A tak, cytując jankesów, baj de łej – jak myślicie, kto więcej załatwił u Amerykanów: „Kwach” pomykający z Bushem wózkiem golfowym i kadzący mu w jego rodzimym języku, czy inny z naszych władców, pozwalający aby w prezydencko–prezydencką intymność bez pardonu wdzierał się tłumacz? Odpowiedź na mój gust (pamiętając o tym, że zniesienia wiz nie awizował dotąd żaden…) jest oczywista. Później, podczas konferencji prasowych, liderzy rządów powtarzają jedynie to, co uzgodnili w nieoficjalnych okolicznościach, zwanych eufemistycznie kuluarami. To samo dzieje się zresztą i na niższych szczeblach. Sesje gminnych czy powiatowych radnych stanowią tylko widowiskowe zwieńczenie wcześniejszych targów, odbywanych z reguły na komisjach lub w cztery oczy. Tam można zabłysnąć, pozwolić się wyszaleć własnemu ego, poczuć zmysłowy dotyk władzy. Dać głos i głosować.

Mając to wszystko na uwadze, apeluję do starosty i legionowskiego prezydenta o przeniesienie lobbingu na rzecz drogi nr 61 poza urzędowe salony. Lepiej wziąć decydentów do knajpy, uwolnić od krępujących krawatów, a następnie bez zbędnych zwłok, za to z pełną flaszką w rękach, rzucić im się do gardeł. I nie odpuszczać, póki goście nie wydadzą ostatniego przed zwałką tchnienia. Prawdopodobieństwo sukcesu oceniam na więcej niż 40 procent. Pora to udowódnić.

Poprzedni artykułDwie porażki Legionovii
Następny artykułLetnia OPELacja
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.