Jeśli za miarę wielkomiejskiego sznytu brać obecność ulicznych muzyków, kilka miesięcy temu Legionowo dołączyło do grona metropolii. Zawdzięcza to akordeoniście, którego występy w ciepłe, słoneczne dni można oglądać pod miejskim ratuszem. Szybko się okazało, że wielu mieszkańcom w to graj.

Jak szczerze przyznaje pan Tadeusz, taki sposób, a zwłaszcza miejsce zarobkowania podyktowało mu serce. – Poznałem tutaj kobietę, którą bardzo kocham. To jest miłość niewyobrażalna, do szaleństwa. Dlatego sprowadziłem się do Legionowa – tłumaczy Tadeusz Frankiewicz.

Początkowo recitale pod urzędem były dla przechodniów sporym zaskoczeniem. Szybko je jednak polubili. Niektórzy do tego stopnia, że Legionowa bez obecności pana Tadka wręcz sobie nie wyobrażają. – Jestem zdecydowanie za, gdyż należę do fanów akordeonu. Sam gram i wiem, że ten pan robi to dobrze. Zawsze, jak go tu widzę, próbuję go wspierać – mówi Ryszard Zając. – Dla mnie to coś wspaniałego, uwielbiam muzykę. A ten pan pięknie gra, dlatego, chociaż nie spodziewałam się, że będzie można to zrobić, przyszłam tu również po to, by kupić płytę – dodaje Kasia Petroff.

Rzeczywiście, można kupić płyty, bo legionowski mistrz „syntezatora marszczonego”, choć samouk, nad swym instrumentem panuje niczym uznani wirtuozi. Ponieważ przez życie nie zawsze szedł śpiewająco, był on dla niego wiernym i niezawodnym przyjacielem. – Moja pasja, moja miłość do grania to jest moje życie. Ja ludziom krzywdy nie robię. Jeśli zagram, a ktoś chce, to mi da tę złotówkę czy dwa złote. A jeśli nie chce, to nie da – mówi pan Tadek. Z obserwacji ulicznego klezmera wynika, że skąpstwo to u legionowian rzadka cecha. – Powiem szczerze, jest bardzo dobrze. Są dni, że zarobię więcej, są dni, że zarobię mniej. Często gram też Warszawie, ale chcę występować w Legionowie, bo mieszkańcom się to należy, a nie ma tu muzyków, którzy by wyszli na ulicę i grali – uważa akordeonista.

Miejscy urzędnicy stosunek do sprawy mają, by tak rzec, ambiwalentny. Obcując z wysłużonymi szlagierami przez kilka godzin dziennie, narzekają na zbyt skromny, choć obejmujący ponad pół setki utworów repertuar pana Tadka. – Ale jak widzę, mieszkańcom się podoba. Nawet czasem próbują sobie tańczyć. Pan otrzymuje wielkie brawa, cieszy się popularnością. To na pewno dość niecodzienny akcent na ulicach Legionowa, stwarzający pewien klimat. Kogoś takiego tu chyba jeszcze nie było. Fajnie, że ratusz przyciąga różne osoby i jest miejscem, które tętni życiem. To bardzo sympatyczne – mówi dowodząca miejską promocją Anna Szczepłek. Jest jeszcze jedna korzyść. Po balonach oraz namiotach żywiołowe popisy pana Tadka mają szansę stać się kolejnym legionowskim znakiem rozpoznawczym. – To zanika. Mało ludzi gra już w ten sposób na akordeonie, na skrzypcach. A jak zagram „Chryzantemy złociste”, to dla starszej pani czy starszego pana jest bajka, bo przypominają im się młode lata – opowiada Tadeusz Frankiewicz. Taka właśnie moc drzemie w starych, ale wciąż jarych piosenkach. Pozostaje być wdzięcznym, że legionowski muzyk co jakiś czas z myślą o mieszkańcach ją uwalnia.