W scenicznej codzienności wejścia konferansjera się raczej nie anonsuje. Może z wyjątkiem Piotra Bałtroczyka, który zanim zaczął zapowiadać artystów, sam był świetnie zapowiadającym się twórcą. Z tym, co po latach z owym talentem zrobił, zapoznał w niedzielę legionowską publiczność. Ta zaś, chyba nie tylko przez grzeczność, do ratusza przybyła w komplecie.

Samotność na scenie, o czym zapominają nawet jego fani, jest dla Piotra Bałtroczyka jakby powtórką z rozrywki. – To taki naturalny rozwój. Zresztą zanim byłem zapowiadaczem innych, sam przez lata całe występowałem: czy to z monodramami, recytacjami, czy potem z gitarą i piosenkami. Jakoś tak mnie rzucało – wspomina artysta. Tym razem rzuciło do Legionowa. Nawiasem mówiąc, po raz drugi, gdyż pan Piotr twierdzi, że za studenckich czasów w mieście już występował.

Ale choć, jak opowiada, nauki pobierał długo, minęło od tego czasu kilka dekad. Nieprzypadkowo satyryk objeżdża teraz kraj i okolice z programem sławiącym jego rozpoczętą w 2011 roku drugą pięćdziesiątkę. – Lepiej już było, prawda? Ale jest taki rodzaj pewnej spokojności, którą ja przynajmniej teraz odnalazłem. To pewnie wynika z tego, że moje życie osobiste jest ostatnio tak fajnie poukładane. Mam kapitalną partnerkę, z którą jestem bardzo szczęśliwy. Mam też ogromną pociechę ze swoich dwóch synów, radość z patrzenia na to, co robią i jak dorastają – dodaje ich ojciec. Niestety, wiek ma też swoje prawa. – Zauważyłem z przerażeniem, że na wielkich imprezach estradowych dostaję garderobę najbliżej sceny, i z toaletą. Często mam wrażenie, że organizatorzy sądzą, że ja już moczu nie trzymam. Chociaż ostatnio ucieszyłem się, gdyż przed dużym koncertem w Zielonej Górze taką garderobę dostał Daukszewicz – opowiadał publiczności bohater wieczoru.

Monologi Piotra Bałtroczyka w dużej mierze opierają się na improwizacji. Planując mniej więcej ich początek i koniec, środek wypełnia najrozmaitszą treścią. Nie stroniąc od omawiania treści żołądkowej, treści pijackich rozmów rodaków, czy bogatych w treść spostrzeżeń o seksie po pięćdziesiątce. Dowcipy i anegdoty leją się strumieniami. Na przykład w formie weselnych reminiscencji. – Pani hrabina podniosła kryształowy pojemniczek na alkohol, hotel dał, co mógł najlepszego. Piękna pani, przedwojenna dama, intelekt olśniewający. Walnęła tę lufę i tak wyraźnie usłyszałem, jak powiedziała do siebie: „Smaczna, pier…na!”. Wtedy wiedziałem, że ja się przy tym stoliku odnajdę.

Jakkolwiek samotne przebywanie na scenie to rodzaj artystycznego survivalu, Piotr Bałtroczyk wychodzi z takich opresji bez szwanku. Pomagają mu w tym bez wątpienia naturalny luz, błyskotliwość i oczywiście doświadczenie. – Ja po tylu latach działalności estradowej chyba po prostu umiem to robić. Zacząłem zajmować się recytacją w połowie lat 70., więc to już prawie 40 lat. Można powiedzieć, że staż estradowo – sceniczny mam dosyć imponujący. Przez lata chyba się nauczyłem, jak to powinno działać i funkcjonować – mówi autor słynnych „tez Bałtroczyka”. Dzięki temu kolejna odsłona Legionowskich Spotkań Kabaretowych w pamięci widzów pozostanie pewnie na długo. Żałować można tylko jednego: jeśli ów mieszkaniec podolsztyńskiej wsi zachowa częstotliwość odwiedzania Legionowa, kolejny raz przyjedzie tu po osiemdziesiątce.