Satyrycy, zwłaszcza ci wzięci, bywają zajęci. Trudno więc się dziwić, że nim jeszcze Kabaret Skeczów Męczących zaczął rozśmieszać legionowian, jego członkowie męczyli się w garderobie. Robiąc oczywiście przymiarki do czekającego ich występu. Inna sprawa, że wcale nie tego sobotniego…

– My zawsze staramy się widzów zaskoczyć, nie grać starych numerów, które wszyscy znają; jak nie z telewizji, to z internetu. Chętnie gramy nówki, szczególnie że teraz mamy luty, zbliżają się wakacje, czyli od maja będą duże, telewizyjne kabaretony, a na wielu z nich wystąpimy. Musimy więc mieć materiał – śmieje się Marcin Szczurkiewicz, tłumacząc powody zakulisowych przygotowań.

Nie jest jednak tak, że legionowska publiczność została poczęstowana satyrycznymi ochłapami. Znane, sprawdzone numery kieleccy kabareciarze wolą zostawiać na bisy. Tegoroczny program „Z życia niższych sfer” obfitował zaś w pachnące świeżością skecze, testowane do tej pory na niewielkiej liczbie krajowych scen. – Szukamy, patrzymy, co się ludziom podoba. Graliśmy już kilkanaście razy ten premierowy program, choć z nieco innymi skeczami. Generalnie jest bardzo dobrze i jesteśmy zadowoleni. To może być niezły rok! – cieszy się satyryk.

Sobotni show „męczących” był pod wieloma względami nietypowy. Owacje na stojąco artyści dostali, zanim na dobre rozpoczęli występ, można go było oglądać przez  rozdawane wszystkim okulary 3D (przypominały nieco te spotykane dawniej w „trójwymiarowych” kinach, lecz nie miały… szkieł – red.), a skecze odgrywano nie tylko na scenie. Ta ostatnia uwaga dotyczy przede wszystkim Jarosława Sadzy, znanego bardziej jako Śruba czy Kłaku, którego zdolności aktorskie i talent do przeistaczania się w kolejne śmiechogenne wcielenia, co i rusz doprowadzały widzów do łez. I to bynajmniej nie rozpaczy. A ponieważ reszta chłopaków także trzymała poziom, ten kto miał wątpliwości, czemu Kabaret Skeczów Męczących awansował do satyrycznej I ligi, w sobotę prawdopodobnie ich się wyzbył.

Co by nie mówić, legionowianie bawili się świetnie, i za 35 złotych dostali to, czego chcieli. Nie jest jednak tajemnicą, że tegoroczny budżet dbającego o takie atrakcje Miejskiego Ośrodka Kultury znacząco stopniał. A to oznacza tylko jedno – okazji do śmiechu może być w sali widowiskowej ratusza nieco mniej. – Planujemy zrobić takie dwa strzały kabaretowe do czerwca, i potem, w okresie jesienno-zimowym, przedstawić kolejne dwie propozycje – zapowiada Andrzej Sobierajski, dyr. Miejskiego Ośrodka Kultury w Legionowie. Chodzi między innymi o recital Piotra Bałtroczyka i coś w stylu małego, satyrycznego maratonu, tyle że z udziałem kabaretów będących na scenicznym dorobku. Swoją drogą, w temacie zapełnienia kalendarza imprez wiele zależy od samych widzów. – Jeżeli na każdą propozycję bilety pójdą w bardzo rozsądnej ilości, wtedy tę maleńką rezerwę finansową, którą miewamy na organizację imprez w ratuszu, będziemy mogli uruchomić, żeby rozbudować program do, być może, pięciu, sześciu imprez w skali roku – dodaje Sobierajski. Jak zatem widać, są powody do kabaretowego optymizmu, a dzięki temu do uśmiechu. I dobrze, bo przecież śmiech to zdrowie.