Na pierwszy ogień poszła w środę propaganda sukcesu. Wprawdzie nie w samorządowym wieloboju, lecz w siatkówce, cóż to jednak za różnica. Swą sesję miejscy radni rozpoczęli od zaserwowania gratulacji dla zawodniczek z drużyny Desperatek. Później także było po siatkarsku: nie brakowało celnych asów i znakomitych przyjęć.

Młode legionowianki wraz z trenerem zaproszono w nagrodę za to, że w cuglach wygrały niedawno ogólnopolski turniej Orlik Volleymania. – Szukałem źródłosłowu i powodów, dlaczego nazywają się Desperatki. I przyszło mi do głowy, że trener jest trudny, a one są bardzo zdesperowane, żeby z nim pracować – żartował prezydent. Jaki naprawdę jest ich trener, wiedzą tylko same Desperatki. Morale miejskich samorządowców Janusz Patriak podniósł w każdym razie błyskawicznie.

– Spotykam się na różnych płaszczyznach, z różnymi ludźmi, i chcę powiedzieć, że Legionowo jest rzeczywiście miastem „na sportowo”. Tak jest odbierane w Polsce, a nawet poza granicami kraju. Nie w kraju, ale na obczyźnie rozsławiał za to swój gród 24-letni Hubert Szczepan Krzemiński. Pod koniec lipca wszedł on z grupą śmiałków, tudzież legionowskim herbem, na położony w Kirgistanie Pik Lenina. Biorąc pod uwagę, że góra liczy ponad 7,1 km wysokości, łatwo nie było. O czym Hubert chętnie radnym opowiedział. I pomyśleć, że miłością do gór zapałał dzięki starym, poczciwym Rysom. – Będąc pierwszy raz na ich szczycie, powiedziałem: „Jakaś niska ta góra, trzeba wejść gdzieś wyżej.”. No i tak zacząłem. Z początku na niższe góry, a później na coraz wyższe. Rok temu byłem już na Piku Korzeniowskiej w Tadżykistanie – mówi alpinista. – To bardzo fajny, radosny, młody człowiek, który ma pasje i umie je realizować. W tych trudnych czasach niesie z sobą nadzieję i wiarę, że jak się chce, to – właściwie nie mając niczego – można zrealizować swoje marzenia. To świetnie, że są tacy ludzie – podkreśla prezydent.

Choć może nie wszystkich wszystko, o czym mówiono podczas sesji, interesowało, z górskich szczytów radni zeszli na finansowe równiny. I z niecierpliwością czekali, co też przewodniczący Klejment powie na temat ich oświadczeń majątkowych. No i się doczekali. – Wszyscy radni złożyli swe oświadczenia majątkowe w terminie – rozpoczął szef rady. Inna sprawa, że tylko do pięciu finansowych zeznań urzędnicy ze skarbówki nie mieli żadnych zastrzeżeń. Areszt, mimo obecności nowego szefa powiatowej policji, radnym jednak nie groził. Zamiast ostrzeżenia, dostali obietnicę. – Będziemy robić wszystko, żeby w mieście było bezpiecznie. Tak aby państwo byli zadowoleni z naszej pracy i aby społeczeństwo odbierało nas jeszcze lepiej – zadeklarował nadkom. Paweł Piasecki, p.o. Komendanta Powiatowego Policji w Legionowie. To właśnie o społeczny odbiór chodziło prezydentowi, gdy w pewnym momencie zareagował na słowa Janusza Klejmenta. Poszło o cytowane przez niego pisma, w których szefowie MOK-u i MOSiR-u oświadczyli, że na ich imprezy radni mogą wchodzić za darmo. – Tutaj inicjatorem był przewodniczący, który chciał zachęcić radnych, żeby uczestniczyli w życiu kulturalnym miasta, bo prawie tego nie robią. Ale to naprawdę nie tędy droga. Nie może tak być, że radni są ponad mieszkańcami i mają jakieś przywileje. Pełnią trudną, zaszczytną, ale i wynagradzaną w formie diety funkcję. Jeśli chcą iść do Areny czy sali widowiskowej, to – jak inni ludzie – powinni zapłacić – uważa Roman Smogorzewski.

Na środowej sesji pojawili się natomiast mieszkańcy, którzy płacić nie chcą. Przynajmniej za ponoszone przez siebie koszty wadliwych, ich zdaniem, miejskich dokumentów. – Przy tak napisanych planach zagospodarowania przestrzennego właściwie każdy z państwa może się obudzić rano i stwierdzić, że obok będzie budowany budynek mieszkalny. Kłopot polega na tym, że jeżeli w planie nie jest dokładnie zapisane, jakie usługi mogą, a jakie nie mogą tam być w przyszłości realizowane, to potem ten budynek zamienia się w coś, czego byście obok własnego domu nie chcieli – oznajmiła dopuszczona do głosu w trybie „awaryjnym” mieszkanka Przystanku, niezadowolona z sąsiadowania z placówką opiekuńczą dla seniorów. Problem w tym, że, jak tłumaczy prezydent, to… nie do końca miejski problem. Poza tym, osiedlając się w jednym z najgęściej zaludnionych miast w Polsce, trzeba brać pod uwagę, że sąsiadów będzie się miało na wyciągnięcie ręki. – Rzeczywiście, rada i urząd miasta przygotowują, a rada uchwala plany, ale już ich egzekucją zajmuje się starostwo; albo w postaci wydziału architektury, albo powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. To sytuacja dla obywateli dosyć trudna i niezrozumiała, bo „uchwalacie plan, a później nas odsyłacie, gdyż nic nie możecie zrobić”. I to jest prawda, bo nie możemy nić zrobić, kiedy ktoś użytkuje coś niezgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego. Od tego są różne służby – wyjaśnia Smogorzewski.

Skoro dokopali radnym mieszkańcy, pokopać postanowili sobie także radni. Chociaż sesja wcale nie miała się ku końcowi, w jej przerwie pojechali do jednego z miejskich przedszkoli. I trzeba przyznać, że ze szpadlami było niektórym wyjątkowo do twarzy.

Poprzedni artykułChipowanie się opłaca
Następny artykułKrajówka ciągle czeka
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.