Różne bywają oblicza odwagi. Dawniej sprawa przedstawiała się w miarę prosto: jak ktoś był dzielny, szedł na wojnę, jeśli zaś trząsł tyłkiem nie tylko w tańcu, lecz przez całe życie – z opinią marnego chłopa na czarno robił w ziemi, kolekcjonując płody. Te rolne oraz (zgodnie z watykańskim motto „co rok, to połóg”) takie, które świetnie rosną po zaledwie jednym podlaniu. Ale czasy się zmieniły. Dziś, gdy z odwiecznego patriarchatu facetom zostało na wyłączność jedynie – dziwnym trafem nie kwestionowane przez feministki – zajęcie górnika lub śmieciarza, oznaką męstwa może być nawet postawienie się własnej babie. Nie wspominając już o grożącym zamachami na stan i życie fachu polityka, naznaczonej stłuczkami profesji kierowcy, czy zawodzie… dziennikarza. Tak, współczesny pismak wrogów ma dosłownie wszędzie. Do tego mściwych, zażartych, działających anonickowo i z zaskoczenia. Każdy z tych internetowych ninja dopada przeciwnika, razi go werbalnymi ciosami, a po wszystkim wyłącza kompa i z pola walki dyskretnie spieprza.

To znamienne. Kiedy podczas społecznych konsultacji władza ludzkim głosem pyta obywateli o zdanie w jakiejś sprawie, często odpowiada jej z sali głucha cisza. Tymczasem w internecie wrze. Tak jakby to była odrębna, niezależnie funkcjonująca rzeczywistość. Jej członkowie, z racji noszenia w sobie permanentnej nienawiści zwani z angielska haterami, przypominają nieco nałogowych miłośników udawanej prokreacji – szalenie trudno ich zaspokoić. Za to łatwo pobudzić do gniewu. Będąc smerfami, stanowiliby bardziej radykalną odmianę Marudy. Ale są ludźmi. Gdy więc lichego swego ego nie mogą wzmocnić implantami biustu lub większym autem, budują potęgę na wątłym fundamencie cyfrowych bajtów, naiwnie ufając w moc hurtowo pchanych do sieci obelg. Jeden enter i jestem KIMŚ! No, chyba że odłączą internet…

Kilka lat temu sam byłem posiadaczem takiego elokwentnego, wirtualnego adoratora. Czarował mnie po każdym tekście, czule i delikatnie wytykając błędy i sugerując zmianę nietrafionego w moim przypadku fachu. Anioł nie człowiek. Kiedy, dążąc do kontaktu fizycznego, zaproponowałem mu na forum spotkanie i gotowość wzięcia kilku lekcji, mistrz zamilkł. I więcej się nie odezwał. Pewnie z reklamy dowiedział się, że kimś wielkim można się stać w prostszy sposób: pijąc mleko.   

Poprzedni artykułSabkova trenuje z Siódemką
Następny artykułHistoria i hydrologia
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.