Często jest tak, że zanim przejdzie się do właściwiej konsumpcji, najpierw je się oczami. Rzadziej zdarza się poprzestawanie tylko na tej drugiej czynności. Ale Łukasz i Bartek, dwóch działających w Legionowie fanów carvingu, wiedzą, że owocowo – warzywne owoce ich rzeźbiarskiej pasji ludzie często jedynie podziwiają. A wkręcili się w nią, jak to zwykle bywa, przypadkowo.

– Zobaczyłem to w internecie, i od razu bardzo mi się spodobało. Postanowiłem spróbować. Kupiłem  noże, znajomy pokazał mi pierwsze kroki, no i zacząłem to robić. Pierwsze arbuzy wychodziły mi średnio, ale później było coraz lepiej – wspomina Łukasz Jabłoński. Bartek zaczął od zapisania się na kurs organizowany i finansowany przez jego szkołę.{mp4}arbuzydobre|512|384|{/mp4}

– Na początku było beznadziejnie, w ogóle nic mi nie wychodziło. Później, po jakichś dwóch miesiącach, sytuacja uległa zmianie. Zacząłem robić coraz nowsze rzeczy, korzystając z arbuzów, melonów, a nie, jak przy pierwszych krokach, z buraków i  marchewki – mówi Bartek Rojek. 25-letni Łukasz na co dzień jest cenionym kucharzem w domu weselnym „Melodia”, Bartek ma 17 lat i jeszcze się uczy. Razem pracują od sierpnia tego roku. – Poznaliśmy się w internecie. Przesłaliśmy sobie zdjęcia swoich prac, zaczęliśmy pisać, wymieniać się poglądami. I tak się zaczęło. Stwierdziliśmy, że może spróbujemy zrobić coś razem – mówi Łukasz. W duecie, jak twierdzą carvingowcy, jest w tej branży łatwiej. – Można robić jakieś przedstawienia, prezentacje. Samemu jest o wiele trudniej – dodaje Bartek.

Ozdobienie jednego arbuza czy dyni zajmuje około trzech godzin. Wszystko zależy od roślinnego tworzywa i stopnia komplikacji wzoru. Proporcjonalnie od tego rośnie też cena. Za „przebranego” za kwiat arbuza trzeba zapłacić około 150 zł. Mimo to organizatorzy różnego rodzaju imprez coraz częściej na takie wydatki się decydują. – U nas w „Melodii” klienci chętnie to zamawiają, a my robimy im wszystko, czego chcą. I goście są zadowoleni – twierdzi Łukasz. Zabawa z carvingiem zaczyna się od kupna zestawu specjalnych noży. Mogą one kosztować od 200 do nawet 1,5 tys. zł. W Polsce na poważnie posługuje się nimi kilkadziesiąt osób. Niektórzy nawet z sukcesami w międzynarodowych zawodach carvingowych. Co ciekawe, stolicą tej dyscypliny jest Tajlandia, gdzie nauczają jej już w szkołach. I w Azji, i w Polsce surowca w każdym bądź razie nie brakuje. – W każdym sezonie na topie jest inny owoc. Można zacząć rzeźbić w jabłku, marchewce, buraku, rzodkwi czy kalarepce. A później przechodzić do coraz większych owoców i warzyw: arbuza latem, a jesienią dyni – radzi Bartek.

W przyszłości obaj miłośnicy przekształcania roślin w dzieła sztuki planują pójście na specjalistyczne kursy i zaliczanie kolejnych stopni na drodze do carvingowego mistrzostwa. Jedno jest pewne już teraz: hobby mają palce lizać!