Jabłonowski Festiwal Nauki od dekady wpisuje się w imprezowy kalendarz powiatu. Nic więc dziwnego, że przez ostatni weekend tamtejszy pałac oraz park odwiedziły tysiące gości żądnych wiedzy o tym, co nowego słychać w świecie nauki i techniki. Przekrój zaprezentowanych dyscyplin i specjalności jak zwykle był przeogromny, pozwalający każdemu znaleźć coś dla siebie. Niezależnie od wieku, wykształcenia czy zainteresowań.     

   Jedną z tegorocznych nowości była obecność funkcjonariuszy Służby Więziennej. – Chcemy pokazać nasze najnowsze osiągnięcia związane z resocjalizacją i pracą ze skazanymi: dogoterapię czy oddziaływanie na więźniów poprzez kulturę i oświatę – mówi mjr Ireneusz Mucha, zastępca dyr. Aresztu Śledczego Warszawa – Białołęka. Jakkolwiek testowanie klasycznych form ograniczania wolności cieszyło się wśród dzieci sporym powodzeniem, funkcjonariusze prezentowali też zalety urządzeń służących do dozoru elektronicznego.W kraju objęto nim już ponad 4 tys. skazanych. – Popularyzacja tej formy odbywania kary wpływa także na to, że w naszych jednostkach jest mniej osób – podkreśla mjr Mucha.
    Dając poznać to, co nowe, w Jabłonnie sporo mówiono o przeszłości. Na przykład sięgającej XVI w. historii najpopularniejszego instrumentu smyczkowego. – Polska nazwa „skrzypce” pochodzi od słowa „skrzypice”, wywodzącego się od skrzypienia. Choć oczywiście lepiej, żeby wydobywające się z nich dźwięki skrzypienia nie przypominały – śmieje się Agata Sapieha, kolekcjonerka starych instrumentów. Co ciekawe, podobnie jak to jest w przypadku wina, kilkusetletnie skrzypce wcale nie muszą być lepsze od współczesnych. Wiele zależy od ich muzycznego przeznaczenia. – One są wspaniałe, ale istnieją pewne utwory i rejony brzmienia, gdzie potrzeba jest innego, dojrzalszego instrumentu. Skrzypce, tak jak i muzyka, bywają po prostu albo dobre, albo złe – dodaje wiolinistka.
    Po raz pierwszy na jabłonowskiej imprezie znaleźli się także dyplomowani propagatorzy techniki jądrowej. I choć to festiwal, wcale nie przyjechali się bawić. – Debiutujemy, żeby zaznajomić społeczeństwo z energetyką nuklearną i wykorzystaniem różnych technik stosowanych np. w medycynie, przemyśle czy konserwacji dzieł sztuki. Chcemy pokazać, że promieniowanie nie jest takie groźne, jeżeli odpowiednio się z nim postępuje – twierdzi Tomasz Smoliński z Instytutu Chemii i Energetyki Jądrowej w Warszawie. Innymi słowy, chodziło o udowodnienie, że nie taki atom straszny. Również, jak zapewniają specjaliści, gdy używa go się w elektrowni. – Jest to bardzo bezpieczna dziedzina, być może jedna z najbezpieczniejszych. I produkuje o wiele mniej odpadów niż dominujące u nas elektrownie węglowe – mówi naukowiec.
    Energia jądrowa jest też podobno tańsza. W każdym razie od bezcennego zdrowia, o którym w Jabłonnie mówiono dość sporo. Także o tym, jak dbało się o nie dwa wieki temu. – To już jest okres, kiedy powraca się do higieny. Nie jest to demonizowanie niemycia się czy też kuracji zapisywanych w osiemnastowiecznych prognostykach, mówiących na przykład, że w maju należy wziąć na przeczyszczenie, a w październiku się upić – mówi Maria Joanna Turos z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Dawne zabobony zastępowała nauka i medycyna kliniczna. Istniejące już wtedy poradniki traktowały zaś o tym, o czym mówią także teraz. Ale zupełnie innym językiem. – Ruch ciała, w miarę sił, należy także do leczenia, i jest bardzo pomocny, aby do leczenia mocno się przykładał. Przyłączyć do tego należy nacieranie chustami, masaż rąk, nóg, ud, które do wzniecenia mocy dziwnie pomaga – cytuje stylowa odziana pani Maria. Dokładnie tak jak w doznaniu mocy wrażeń pomagał przez dwa dni Festiwal Nauki. Następna taka okazja dopiero za rok.