Na co dzień, pędząc z punktu A do punktu B, często nie zdajemy sobie sprawy, że podróż samochodem może być przyjemnością. Ale ci, którzy kilka tygodni temu zajechali pod jabłonowski pałac, wiedzą to doskonale. A zajechali nieprzypadkowo, bo na XII Nowodworski Międzynarodowy Rajd Pojazdów Zabytkowych.
    – W tym roku po raz pierwszy gości on w gminie Jabłonna. Jest to pierwszy etap, który przebiega m.in. przez Nowy Dwór Mazowiecki, Wólkę Górską i Rajszew. To fantastyczna okazja dla pasjonatów i osób zainteresowanych zabytkowymi, pochodzącymi sprzed 1945 r., samochodami, do obejrzenia ich na żywo – uważa Michał Smoliński, szef promocji z Urzędu Gminy Jabłonna. Słowa „rajd” nie należy oczywiście traktować dosłownie.

Bo uczestnicy takich imprez, zamiast pospiesznie łykać kilometry, każdym z nich skwapliwie się delektują. – To nie jest ściganie, chociaż wiele zależy od konwencji rajdu. Mamy tutaj różne próby sportowe, pytania dla uczestników. Ale tak naprawdę chodzi o to, aby pokazać, jak ta motoryzacja kiedyś wyglądała. Pokazujemy pojazdy, lecz także stroje z epoki i pewne wzory zachowania – mówi Tomasz Skrzeliński, uczestnik rajdu i rzeczoznawca samochodowy.   
    Owe starania, w połączeniu z klasyczną elegancją jabłonowskiego pałacu, sprawiły, że można było mieć wrażenie podróży w czasie. I to o ponad sto lat wstecz. Jako senior rajdu, i zarazem najstarszy pojazd w Polsce, wystąpił rambler z 1903 roku. Niewiele młodszy był wychuchany egzemplarz pierwszego seryjnego auta na świecie, słynny ford T.  
Co ciekawe, z jego prowadzeniem współczesny kierowca mógłby mieć spory kłopot. – Trudność polega na tym, że inaczej się nim manewruje. Mamy tu trzy pedały, które jednocześnie są hamulcem, skrzynią biegów i biegiem wstecznym. Natomiast to, co w zwykłych samochodach jest „w nodze”, czyli tzw. gaz, znajduje się przy kierownicy – tłumaczy Andrzej Szwejkowski, właściciel pojazdu.
    O ile fordem T jeździ się trudno, stosunkowo łatwo jest tak nobliwy wehikuł zdobyć. – Najbardziej wiarygodne samochody kupuje się od przyjaciół, których tutaj można spotkać, którzy albo zdobyli je za oceanem, albo w kraju. Rarytasem są takie sztuki, które po 50, 60 lat stoją w stodołach. Jest jedno podstawowe kryterium: żeby auto było, niezależnie od stanu, kompletne – dodaje Szwejkowski. Sęk w tym, że oznacza to z reguły duży wydatek. Rzadkie, dobrze zachowane modele potrafią kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych. Na szczęście frajdę z jazdy oldtimerem można mieć już za kwotę wielokrotnie niższą. – Zacząłbym od pojazdów, po pierwsze, prostych i jeszcze tanich, bo to hobby, zwłaszcza przy popełnieniu jakiegoś błędu, może kosztować sporo kłopotów i napraw. Jest piękna tradycja rodzimej motoryzacji: polskie fiaty, syreny, które tanio można kupić i na nich się tego wszystkiego uczyć – radzi Tomasz Skrzeliński.
    Z potencjalnym właścicielem zabytkowego auta jest trochę tak jak z fredrowską Klarą: i chciałby, i trochę się obawia. A to, według znających temat, błąd. Bez komputera, ABS-u, wspomagania, z „klimą” w postaci wiatru we włosach – w pojazdach w sile wieku po prostu nie za bardzo ma co szwankować. – Eksploatacja wiąże się praktycznie z kosztami paliwa. Te auta, jeżeli są dobrze zrobione, często się nie psują. Największa satysfakcja to spotkać się w takim gronie jak dziś, czy samemu wyjechać na ulicę, wzbudzając często trochę sensacji – mówi posiadacz forda T. Nie za nią jednak gonią posiadacze drogowych klasyków. Powód jest zupełnie inny. – To jest choroba. Bardzo przyjemna i taka długowieczna, która daje życiu dobry kolor – śmieje się Gintas Miszkinis, który na rajd przyjechał aż z Litwy. Patrząc na stylowe, zaprojektowane z fantazją kształty, gustowne detale, czy ekskluzywne wykończenie wnętrz starych samochodów, trudno się z tym nie zgodzić. Rajd, nawet tak nietypowy, ma jednak swoje prawa. I zamiast statycznie podziwiać motoryzacyjne cuda, trzeba czasem ruszyć w drogę. Byle tylko… nie za szybko. Bo „zarabiając” punkty karne, uczestnicy rajdu coś by zarazem stracili: frajdę z podróży, w której najważniejsza jest sama droga.