Po rocznej przerwie wynikającej z problemów organizacyjnych, jakie pojawiły się w czasie ostatniej edycji imprezy, 15 sierpnia Legionowo Rock Festiwal zabrzmiał w mieście ponownie. Wracając zarazem do optymalnego dla siebie miejsca – MOK-u przy ulicy Norwida. I dobrze, bo tym razem wszystko grało.
    Już na pierwszy rzut oka było widać (i słychać), że organizatorzy zrobili, co do nich należy: zarówno od strony komfortu i bezpieczeństwa uczestników, jak i tej najważniejszej – muzycznej. Płynący ze sceny dźwięk, co w przypadku koncertów rockowych nie jest regułą, był bez zarzutu. – W związku z budżetem nie mogliśmy poszaleć, jeśli chodzi o gwiazdy.

Dlatego tylko taki malutki akcent w postaci Farben Lehre, które jest bardziej rozpoznawalne niż pozostałe zespoły. W tym roku, jeśli im się przyjrzeć się, wróciliśmy jak gdyby do Legionowa. W każdym, nie licząc Farben Lehre, są akcenty legionowskie albo osoby bardzo mocno powiązane z Legionowem – mówi Andrzej Sobierajski, dyr. Miejskiego Ośrodka Kultury. Jedno jest pewne: bokiem to festiwalowi nie wyszło. W końcu na swoich śmieciach gra się najlepiej. Weterani z punkowego Bang Bang byli tego znakomitym przykładem. I doskonałą ilustracją tezy, że rockandrollowe łojenie to nie tylko przywilej młodości, lecz świetny sposób na barwne życie. – Jest to duża przyjemność. Jeden zbiera znaczki, a ja mam inne hobby. Chodzenie na próby, komponowanie nowych piosenek, później jakieś występy na żywo – i jest super. Dajesz coś od siebie i zostawiasz jakąś cegiełkę po swoim życiu – uważa Bogdan Kozieł.
    Oprócz pięciu kapel, które zagrały na festiwalowej scenie, sporo działo się także poza nią. Ludzie z Miejskiego Ośrodka Kultury zaryzykowali, udowadniając, że glany i długie włosy mogą pokojowo koegzystować z familijnym piknikiem. – W tym roku chcieliśmy troszeczkę przełamać te mocne klimaty, stąd parę akcentów rodzinnych: malowanie buziaków, dmuchane zjeżdżalnie, dojenie krowy (naturalnej wielkości plastikowa atrapa wypełniana mlekiem – red.). Wszystko po to, żeby pokazać, że na tej imprezie może się pojawiać nie tylko młodzież, która lubi rocka, ale też rodziny pragnące fajnie spędzić czas – mówi dyr. Sobierajski. Sądząc po liczbie rozbawionych maluchów, pomysł był trafiony. Poza tym, kto wie, może kiedyś wyrosną z nich muzycy, którzy uczynią Legionowo rockową stolicą Polski. Choć i obecnie do miana prowincji, zdaniem ludzi z branży, się ono nie kwalifikuje. – Może były lepsze okresy, ale teraz nie jest źle. Mamy dużo zespołów: Sexbomba, Bang Bang – to wiadomo, ale też Tama, Wehrwolf i inne. Mają koncerty, bez przerwy występują – twierdzi Bogdan Kozieł.
    Wygląda więc na to, że nawet będąc z dala od przesiąkniętych popową papką mediów, można z powodzeniem znajdować chętnych do częstowania się gitarowymi riffami. I z każdą nutą potwierdzać, że w prawdziwej muzyce wciąż najważniejszy jest człowiek.