Czego jak czego, ale kryzysu w centrum Legionowa nie widać. Liczba wlokących się tamtędy samochodów wymownie świadczy o zamożności mieszkańców i osób odwiedzających miasto. Sęk w tym, że jeśli już się jedzie, to po to, aby kiedyś stanąć. I tu pojawia się problem: nie bardzo jest gdzie.

Z okien ratusza parkingowa mizeria wydaje się jakby słabo widoczna. – Od jakiegoś czasu nie otrzymujemy żadnych sygnałów w sprawie kłopotów z parkowaniem. Myślę, że mieszkańcy po prostu znaleźli sobie miejsca, które im najbardziej odpowiadają – sądzi Tamara Mytkowska, rzecznik prasowy UM w Legionowie. Ci sami mieszkańcy, tkwiąc w swoich błyszczących maszynach, obfitość miejsc parkingowych widzą już inaczej. – Mało ich jest, stosunkowo za mało – nie pozostawia wątpliwości usiłująca zostawić auto przy ul. Piłsudskiego Krystyna Suszczyńska.

Stosunek do tego problemu to już oczywiście każdego prywatna sprawa. Nie jest jednak tak, że urzędnicy o kierowcach nie myślą. Wręcz przeciwnie. Przed dwoma laty sposobem na przetrzebienie z aut okolic dworca miało być zezwolenie na parkowanie tam przez maksimum dwie godziny. Podobno to działa. – Straż miejska systematycznie, średnio trzy razy w tygodniu kontroluje prawidłowość parkowania w ulicy Piłsudskiego. Kierowcy są pouczani albo wystawiane są mandaty w wysokości 100 zł. Na przykład w kwietniu udzielono kilkudziesięciu pouczeń i wystawiono kilkanaście mandatów. Myślę, że kierowcy powoli uczą się tego, że nie można na tej ulicy zostawiać samochodu, i na cały dzień jechać do Warszawy do pracy – mówi Tamara Mytkowska. Widać to dobrze od strony osiedla Piaski. Udostępnienie kierowcom okolic peronu spotkało się z ich gorącą akceptacją. A może być jeszcze lepiej. – Już w czerwcu będziemy wiedzieli, czy otrzymamy dofinansowanie na budowę Centrum Komunikacyjnego, w ramach którego przewidzieliśmy parking wielopoziomowy od strony osiedla Piaski. Wiemy, że rozwiązałby on problem parkowania w okolicach stacji – dodaje rzeczniczka ratusza.

Remedium na tłok w ścisłym centrum miasta miały być także parkometry. W ubiegłym roku czyniono nawet poważne przymiarki do uruchomienia systemu, jakiego mogłaby nam pozazdrościć sama stolica. Tyle, że na razie zazdrościć nie ma czego, i tak pewnie zostanie. W ratuszu zarzucono już pomysł zlecenia analizy miejskich realiów ulicznych, mający być pierwszym krokiem do zainstalowania parkometrów. Głównie przez widoki na wspomniane już Centrum Komunikacyjne. – W tej chwili nieuzasadnione jest wydawane tak dużej ilości pieniędzy, po to, żeby zrobić analizę, która de facto pójdzie na półkę – uważa Aleksander Rogala, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej UM. Są tacy, co z takiego obrotu sprawy się cieszą. – Tylko żeby nie było parkometrów! Bo jak będą, to ten, który przyjedzie tylko na kilka minut, będzie miał problem – obawia się Krystyna Suszczyńska. Urzędnicy dostrzegają ich jeszcze więcej. – Ci, którzy chcą mieć gdzie zaparkować i chcą, żeby była rotacja, są za parkometrami. Natomiast ci, którzy tam mieszkają bądź pracują, i musieliby non stop z tych miejsc korzystać, żądają nieodpłatnego wydania im miejscówek. W takiej sytuacji może się okazać, że w ogóle nie będzie komu płacić za parkometry – ostrzega Rogala.

Inne pomysły, na przykład wpuszczanie do centrum co drugi dzień aut z parzystymi i nieparzystymi końcówkami numerów rejestracyjnych też, według urzędników, odpadają. Pozostaje więc chyba tylko liczyć na zmianę ludzkiej automentalności. I w ratuszu liczą. – Stopniowo poprawia się propozycja transportu publicznego. Oferta jest coraz bogatsza i myślę, że z czasem ona zacznie dominować – ma nadzieję urzędnik. Grunt to optymizm.